a4, kredki
Zażalenie
Blade lice kpiące
Suchą surowością swą
Wyrażają wyraz
Smutnego homo
Wiadomo.
Wiadomo.
Umyślnie na umyśle zagnieździła się
Zarazą zalewa myślą złą rana!
W myśli nie zbrukane jeszcze.
Tracą potencje okazałe
Nazbyt słabe się okazały
Ugodzone Pinokiem
Przebite ugięły się!
Wielkie marności me! :
Zostałyście ogołocone!
Z pysznej szansy
Co wybawieniem
Co wybawieniem
Mogła być.
Została brutalnie odebrana
Przez pewnego
Smutnego homo
Wiadomo.
O żałujcie me marności!
Bo straciłyście
To czego nie miałyście:
Szanse jaką zawsze macie!
I miałyście!
A przepadła bezpowrotnie!
Jak jasność.
Po zamknięciu oczu wrót.
Po zamknięciu oczu wrót.
A gdy otworzycie wrota
Ona nagle
(To jest jasne!)
Ona nagle
(To jest jasne!)
Ujawni się naturalnie!
Bo szansa jest dniem!
A nie zmrokiem!
Co przed smakiem jego jest.
O żałujcie!
Już żałuje!
Że niczego nie żałuje!
Że
niczego
nie
żałuję!
Choć serce inaczej wystukuje!
Gdy słyszy melodię
tańczących mar
wciągających mnie w swój
żałosny żalu tan.
Więc na chwilę muszę!
W pokorze w nocy mej zatopić.
Bo ona zawsze jest!
Jak i dzień.
Taki porządek jest!
Z żalu zażalenie powstanie.
Lecz co?
Nic to.
Nic to.
Żyję nadal.
Jak Bóg przykazał.
Z rozkrwawionym ser duchem.
Jak Bóg przykazał.
Z rozkrwawionym ser duchem.
Co
pika i ściska mostek
na którym zawieszona właśnie ja-
-taka- ni jaka.
na którym zawieszona właśnie ja-
-taka- ni jaka.
Ale spadnę do samego końca!
By tym samym wstać od nowa.
By tym samym wstać od nowa.
A zażalenie
by leniem nie być
stuknę w imbecyl
stuknę w imbecyl
by marności żal ulotnił się.
I precz! I ani becz!
Bo zaraz dzień!
I poczekaj słońce na mnie!
Aż wstanę!
Aż wstanę!
Aż wstanę.