Czemu śmieję się? Nie potrafię tego powstrzymać! Za nic.
Drgawki rozsadzają mnie. A przecie musi być jakiś powód. Ale lepiej jest się
śmiać niż płakać. Bo śmiech to zdrowie. Ale serio jak zacznę się śmiać to nie
potrafię przestać. Albo jak przestanę to chce mi się płakać. I tego też nie
potrafię powstrzymać. I jest trudno złapać oddech a co dopiero się wysłowić, by
wytłumaczyć to zachowanie- żenujące. Bo jestem za bardzo roztrzęsiona i nie
mogę się pozbierać. Taką naturę mam. Czy dziwną? Nie mi to oceniać. Dziwną mam.
Taką, że z nerwów wybucham- gdy na granicy napięcia- jestem na niej- i przekraczam niechybnie ją-
to spadam w otchłań mej nerwówki i w locie obezwładniona nią- wybucham, bo drażni niezwykle- a tego znieść
nie potrafię!, to jak z swędzącym miejscem, które trzeba podrapać, to jak z
nosem, w którym kręci się w nim coś- gdzie by kichnąć- wzbiera się coś co na
gwałt- wykichać trzeba!, i potok śmiechu wylatuje- ze mnie, jak lawa parząca z
wulkanu, lub jak woda tryska z orki wnętrza. I przepadłam, na polu komunikacji,
gdy następuje to podczas niej-tudzież najprymitywniejszej między dwojgiem
dyplomacji. Ale mam dni całkowicie obojętne- zastygnięcia lawy, które nie
sprzyjają mej twórczości. Chociaż?, kto wie? Może to one ją determinują?, napędzają?,
tworzą ją. Toteż podchwytywać muszę te momenty skrajne i za pióro chwytać lub
pędzel. I wtedy będzie jakieś zdumienie, duszy mej, lub waszej, jakieś spełnienie-
me czy wasze. Egzystencji wypełnienie. Bo inaczej jest bezwiedna wegetacja,
która zniża człowieka do poziomu zwierza.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz