Papier, pastel
że nie wrócisz
viens, wiem
że wrócisz
we śnie
właśnie
na nic me
wołanie cię
próżne me łzy
viens wiem
muszę zatopić je
w me sny!
syce się na nowo
kolejną nocą
wciąż na nowo
wyśnionym mym snem
boska istoto!
duszy mej okiem
przyciągam cię!
I ciągnę do wyjścia
serca mym wzrokiem
i wieka otwieram mego oka
czar pryska!
I wszystko się rozmywa
na zesłanie anioła
pragnąc michała anioła
objąć w me ramiona!
byś z niego wyłonił się!
Jak venus z piany
jak chrystus zmartwychwstały
cudownie
i na jawie kto wie
objawił się łaskawie
tuż przy mej porannej kawie
nie ma cię!
A może siedzisz
tu przy mnie
myślą umyślną
serca energią
i duchem
i dziwujesz się
jakie to dziwne
nie ujawniając się
W me słowa z łaski swej
w mój ból bolesny bój
w mój niemy lament
zdany na twą łaskę
w który zanurzony
którym odurzony
każdy mego bytu
ułomny ułamek
Pchnij w me ramiona
mego anioła!
Jak morderca nożem
jak amor strzałą
strzel mnie nim!
Jak zeus błyskawicą
grzmotnij!
I zabij mnie nim!
Tym miłosnym piorunem
bym ku cię wzniosła się
opiorunowana
swym złym nie tym co ty
boskim a grzesznym
pchając w me ramiona
podstawionego
pchając w me wymiona
szatańskiego anioła
Odganiaj jak rycerz
wycinaj wrogów mego serca
którzy chcą je tylko
tknąć i opluć
puszyste skrzydła z obłoków
by jak ptak sfrunął tu z olimpu
by zstąpił i dziękczynny toast
ze mną za ciebie pił
pod osłoną twego ego
anioła syna bożego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz