Dech, akryl
W magmie milczenia
Zastygała jej energia
Na skorupę skostniałą bólem
Zwala się wina lawina cierpienia
Non stop w jej głowie
Choć nie powie
Nonstop myśli o tobie
I płacze po tobie
Ona po nim nośnie
I podniośle drogi ośle
Gdy on skacze po niej
Radośnie na oślep na innej lep
Jak zbałamucony osiołek
Grając na nosie ma ją w nosie
Jak bezduszne prosie
Wzdrygana jeszcze bólu dreszczem
Gdy ten tańczy swobodnie z deszczem
Serce jej i głowa rozdzierana z rana
A dusza tęsknotą duszona jest ranna
Uszy w głuszy buszu za nim wybausza
Karmi się jego stygnącym śladem
Zduszona ona zanosi niemym łkaniem
Osłabia ją te nieznośne trwanie
Bo porażona perfidnym łganiem
I lajfem brutalem
Dniem i nocą oczy jej się pocą
Z traconej nadziei straconej
Jak szumiącej kniei łodygi utrąconej
Ot tak bo serca brak bo szatan kce tak
A jednak
Odradzającym się jak feniks
Jest jej serce pożerane
Przez niego nieświadomie
On je je jej
Choć tętni jej
I czuje zaszczute
Jest jej katem ptak ten
Co zżera jej osobę
Choć był jej bratem
Co wypalił na jej sercu karę
Za nic byle pic
Głębokie znamię krwawe
Wrzynające się stale
Które nieznośnie piecze
Jak w męce Marsjasza
Gdy obdzierano go ze skóry
Ją obdziera się z pogody ducha
Jak rak przeskakuje na inne organy
Okupując ją zajmuje i drąży ją całą
I wrzyna w nią wyrzynając ją!
Czyniąc ją swą ofiarą
Swą odległą zjawą
Nawiedzając ją we śnie
A na jawie zjawia się zawsze
Obecną nieobecnością niecną
A smutną
IGWT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz