Bry raźnie niewyraźnie
Korona coś za powoli
Spada mi z głowy
I kona mnie ten konan
Nim dnia dokonam
Bo niewyraźnie jaźń ta kaźń
Okala mnie
Jak koala pień
I ściska skroń mi
By dobić się do myśli mej
Aby odkryć mnie
I wydobyć na wierzch
Bo na jawie
Jakby nie ma mnie
Bo przepadam
We śnie na niej
Lunatykując
Padam za mgłą mą
Duszy katuszy mej
I staję się nią- Nimfą mgłą !
Co rozpływa się w niepamięć
I tak pływa se w nieważkości stanie
W pustki zamieć chwytając za pamięć
Coś drąży ją niesłychanie panie
Ty który tak wybitnie dobitnie
Nie odpokutowujesz tego oj nie
Bo w innej sferze istniejesz se
Że głowa zwaciała
Co za wiele chciała
I zdrętwiała stale ociemniała
Co za wiele wyobrażała
Wyobraźnia ją pokonała
A czaszka pulsuje bólem
Niemym sygnałem tętni
Wysyłając ofiarności strumień
Jakby na ratunek
Że ledwie myśli bezwładnie
Układa w ład nie ładnie
Wymuszając na niej
Bezsilności łzy zołzy
Tak pocą się oczy gdy
Myślą usilną ku cię kroczy
Co dzień bez widoku cię
Tak skraplam się
W kałużę niebytu
Utraconej nadziei
W brak śladu odbytu
Wypalam popiół na pół
I rozpływam się wam
Pełzając jak upośledzony zając
Jak meduza morska muza
Potępiona i piorunem otępiona
Przez przezrocze chwiejnie
Płynie jak bezwładna miazga
Na los fal zdana i skazana
Jak źrebak kroczę
Zamiast na łące jak konik polny
Tanecznie skikając se plączę się
Jak odnoga kulawego doga
Sztywna jak kłoda zdrętwiała
Drętwa córa twa spróchniała
Prochem po nas się ostała
Po naszej emocji mocnej
Ostawiony płomień
Na dogorywanie
W męczarniach
Skazany
Niemrawa psycho fizycznie
Znokautowana przez skauta ale
Walczy każdym wersem i tchnieniem
Próbując żałosnym ćwiczeniem
Wypocić niemrawe cierpienie
Zarumienić bladość serca
Wyrwanego przez jej ego
I na uschnięcie porzuconego
Na pustelnicy niemocy ostawionego
Gdzie tętni na wietrze
W drżąco jątrzącej rozterce
Niepokojem wałęsając się niespokojnie
Echem cienia po cię wiecznie
Musiałbyś wejść
W tę obłąkaną smugę
Abyś zaznał żałości jej
Ale nie!
Zostań tam gdzie jesteś
Bo po co
Czy to zmieniłoby coś?
Wystarczy że we śnie
Morf doprowadzi cię
Do mnie czasem
To wystarczy
Na doraźne trwanie na jawie
Jak doraźny lek co nie leczy a koi
Aby przetrwać ten sen na jawie
Nim na Bożej jawie się zjawie
Z Cię koło Cię ramię ramię
W niebiańskiej bramie
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz