Kołysze się
Pośród drzew i krzew
Pląsając wbrew
Na polanicy ciszy po Cię
W smutnicy
W niej
Wynajduje ślad
Co każdą chwilą blednie
Wytęża więc
Serce jęku lękiem
By wyżłobić w nim miejsce
Trwalsze od spiżu
Tęsknoty fundamentem
Dzięki niej
Linia pamięci trwa
O nas
Jak ranna tratwa twa
Niosąc nas
Na ląży trwamy my
Oddaleni
Oddalamy się
W jej obrębie
Pozostawieni tak rzuceni
Na przeciwległy brzeg
Rozluźniając brew wbrew
Karmię się twym
Bijącym mnie
Echem
Tętna twego
Serca
Rozgrzanego
Co grzało mnie
Z nim pląsa ja se
Z tragizmem nutki
I nie trzeba wudki
Na trzeźwo i hardo
Bez znieczulenia lenia
Znosi porażki i smutki
Walcząc ze słabością
Swą i Twą
Bierze na klatę ją
I pokornie brnie
Z krzyżem istoty Twej
Z naszym katem
Co okaże się
Po odkupieniu win
Platonicznym
Obobólnym
Bratem.
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz