Dech, akryl
Chłopczunia smutek na wietrze
farbą mą wiecznie wietrzę
Patrzy na mnie jak lękliwy a tkliwy
wilczurek kies dzikie zwierzę
Z tajemnicy swej zwierzający mi się
tonem gładkim jak futerko żaby aby
Otwiera przede mną je
jak nietoperz swe skrzydło
Dach nad głową mi czyniąc
co uchroni przed deszczem leszczem
Niespodziewanych naszych łez
co w każdej chwili mogą jak fale
Wezbrać i wylać z naszych orbit się
gdy przesyconko emocji mocnych nastąpi
Bo najeżony nimi jest jak milczący jeż
co pręży prężnie swą zbroją choć nadwyrężoną
Głaszcząc me w jego duszy wejrzenie
swoim głośno milczącym spojrzeniem
Karmiąc się nim i pojąc
by się nawzajem pojąć
Przez gęstą mgłę
ktòra dzieli mnie i Cię
A jednak spaja jak we śnie
i Nas nim sobą upaja
Jak very gut papaja
Bo tylko tam w taneczny tan
można tak naprawdę nam
W głębię uczuć zagłębić się
wyśmienicie wirującym walcem
Po niebiańskiej wszechświata salce
To taka nasza
kosmiczna kryjòwka
słodka jak kròwka
Dobraniec ten taniec
Ale już nie czytasz i nie przeczytasz
I nie zobaczysz tego i tamtego
Ty i tamten Diego i Jego ego
co brzmi mi w uchu tylko
Oddechu Jego echo
u śmiechu
Więc ślę to w Niebo Jego
Przeczytaj Jemu i Muu
Ty Boże Najdroższy mòj
Co Sam podyktowałeś mi tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz