Papier a3, pastele olejne
W mroku głuszy co echem
Wygłusza się w eter
Odbijając się o serce Twe
Nadszarpnięte złem
Krwawe bo rozszarpane
Szatana pazurami jej
Agresywnej burzy
Co spokòj duszy burzy
W ciszy duszy jej katuszy
Że czuć w uszach szum
I całe ciała rozedrganie
Jej niemym łkaniem
Nerwem nieopanowanym
Jak po bombardowaniu złem
Nienawiścią wroga
Kogoś kto Cię kocie...
Chce na amen zniwelować
Pod własnym dachem
Ah jak wpłynąć i zatopić się!
W balsam bio i psyho odnowy!
Tym co chore i roztrzęsione złem
By wsiąknąć i nasiąknąć dobrem!
Dobrem mienie ułagodzić
Co najeżone brutalnym
A wulgarnym złem
I cudownie uzdrowić się!
W oczyszczającej powodzi
Oczyścić się i Cię !
I to zmyć w mig
By kojąco rozpłynąć się w niej!
By całe to szujstwo złe
Obezwładniające i szczujące Cię
Rutynowo na co dzień
Dzień w dzień zrzucić z się!
Precz w niwecz!
I ulecieć dzieś gdzie
Jest w miarę bezpiecznie..
Bez atakòw wroga
Bez tej kuli jątrzącej ranę
Bez kamienia obrzydliwego zła
Ktòry jest Ci szatanem
Co uwziął i uwiesił się na Cię
I w Cię się gwałtem bierze
Jak pijawka wpija
I wrzyna i Cię zarzyna
Po kawałeczku jak sadystka
Jak terrorystka
I ciągnie Cię do się w piekło swe
I tym karmi się!
I tryumfuje zawsze!
Gdy w twarz Ci pluje
Piekłem od ktòrego boli brzuch
I serce kłuje
Santa żując Cię zawałem
Na amen
I głowa pulsem ściska Ci czaszkę!
Że łzy z niej wyciska Ci
A Ty zmywasz je
Jak gdyby nic
Jakby nie było ich!
I nic nie widać!
Czili est okjej o jej!
A to wciąż ciąży Ci bardziej!
Napiera na Cię niemiłosiernie
I co się stanie
Gdy przesilenie nastanie??
Strach się bać Vać!!!
Bo wzbiera się ta rosnąca lawa!
Nieubłaganie
Ten wezbrany potok
Ktòry tamujesz resztkami sił
Siląc się jak bòbr
Ktòry tamę buduję
By jakoś przetrwać
W tym rwącym potoku
Diabelskiego ukropu
Ktòry parzy Cię złem
Dręczy i męczy nim na co dzień
A jak czasmi nie zrobisz tamy
To przepadasz z kretesem
I walisz się o kamienie
Raniąc swe mienie
I ogłuszonym widzeniem ledwie ledwie
Niepokojem i lękiem owiany cały
Gdzie wszystko niewyraźne i wyblakłe
Więdnie obłędnie i tak tracisz siebie
I to czego nie masz lub i masz
Więc by nie przepaść
W przepaść ostatecznie
Chwytasz się boskiej liany
Ktòra jest Ci zmiłowaniem
Cudownie zesłanym
I to co śmierdzi Ci dymem
Hałasem i syfem
Przebijasz się przez to do Niego!
Wzrokiem osłabionym tym
W zadymione słońce
Ktòre w oddali widzisz
Co dla Cię się tli
Ktòre chyba się tego wstydzi
Za Ciebie że jesteś w takim stanie
I w żalu chowa się za obłokiem
Ale On chce Cię!
Wejść w Twe posiadanie
Wiedz o tym!
Więc woła w Cię ciepłem!
Codziennie
Walcząc ze zła mrokiem!
Dla Cię wspaniale
Tętniąc dopingującą jasnością
Co rozświetla Ci doń drogę
By w Nim otulić się pocieszeniem
Bo to Twòj Ojciec jest the best!
Co chce byś odpłynął
W dal swych marzeń
Spełnienia Jego pragnienień
Co i Naszym jest celem
By w Nim trwać i działać
By z Nim ramię w ramię wzrastać!
On chce Cię tym opromieniować!
Swym opromieniowaniem
Jego delikatną a zdrową dobrocią
Życiodajną ktòra promykiem
Nakarmi Cię mocą
I wytrwaniem w tym
Wyciągając dłoń ku Cię Kocie
Mocno pomocną
Taką linką co z szamba bagna
Wiązką świetlną a świetną
Wyciąga Cię na co dzień z niego
Kiedy dajesz Mu szansę na to uratowanie
Ktòra jakby kosmiczna jakby magiczna
Z nie z tego świata zmiłowaniem i łaską
Pragnie wyswobodzić Cię ze środowiska sata
Co wyniszcza Cię i od Boga oddala brata
Bo chce aby z nim na wieki skonać
I raju boskiego nie doznać
On to robi z zazdrości
Bo sam
Stracony jest
Bez szans.
IGWT
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz