Mimo że się nie znamy My
Dziwne misie i ich pysie
Słodkie jak ptysie
To egzistujemy jak sąsiedzi
Od się oddaleni
Niemal niemi
W zagrodzie jednej
Obok się zasadzeni
Do się błyskiem
Odwracamy się My
Z rozdzierającym Nas
Niemocy mocnej piskiem
Swym urażonym
Gniewem porażonym
Lub po prostu
Wrednym pyskiem
Ròży dużej
Płachtą płatku
Kotku tu zakrywając
Przeskakujemy się
Jak zwinny zając
Ze strachu Brachu
Z niewiny do winy
Rwani i wyrwani
Jak najdalej w nirwanę
Przez wiatru ziewanie
Kołysamy się
I słaniamy się my
Do się jak pijani
Opiorunowani pirunami
Odsłaniamy i zasłaniamy
Swoje poorane rany
Porannym łkaniem
Po nocnym koszmarze
W miarę ładne ramy
Pedalncko układamy
To co mamy My
Się z się
Otrząsamy sami
I się wysysamy
I wsysamy cali
Bo tacy My zaradni
Bo tyle już dni mamy
Gdy za dużo już jest
Dobrego materiału
Na rwący potok łez
By wył ład ładnie był
By udawać
By pozorami się smagać
I ozorami się zmagać
I obmawiać
I wmawiać
Milczeniem
Że się nie znamy
I nic z siebie nie dawać
Bo boim się być
Pustymi bidulkami
A węc
Dbamy o opakowanie
I podstępne
I posępne
Knowanie
I zapychamy się My
Pròżnią na pròżno
Tak na prawdę
Kies atrapką
Placebo
Zastąpieniem
Skazując wnętrze swe
Na żęrzenie
Na dążenie
Na wyniszczenie
A ciałko swe
Na fałszywe rżenie
Że niby fajnie jest
A wręcz the best
Że rzygać się chce
Duszy Twej i jej o jej
Na całe te
Zachłanne zakłamanie
Ktòre przygniata ją jak
Każący batem kat li tata
Słusznym razem
Za te w obłudzie
W chłamie
Co Cię łamie
Ciągłe trwanie
Ale tak na prawdę
Wege to wanie
Jak w wannie li brytfannie
A wszystko to widać i czuć!
Swąd stąd fałszu na odlegość
Że nie nabierzesz mnie i się
I dać zaszczuć w sata podległość
O miły Gość
Tracąc się umyślnie
Jak na wojnie
A usilnie na siłę
Z każdym oddechu dniem
I nocą
Tylko po co?
Bo serca zza bardzo pocą nocą?
Sami wolimy ominąć to pytanie
Na śniadanie li inne danie
A więc?
Dalej lej!
I polej!
I olej ją joł!
I zalej głowę mą!
Bo inaczej nie mogę z nią!
Skazując się jednomyślnie
Nieumyślnie a bezmyślnie
Powodowani presją
I jej depresją
W podświadomej panice
Przed nieuchronnym mrokiem
Zaćmieniem oddechu
I zgonem wzroku
W chwiejnym kroku
Na ubytek bytu
Na niebyt bytu byt
Na zgonu deth
Istoty boskiej swej i mej
Jaką Nam dali
W dali oddali odbytu tu
Się spychamy nachalnie
Jak pospolite chamy nachlane
Nocnym a mocnym chlaniem
Na zawołanie a nie lanie ładne
Ładnie toto tak o my piękny Panie?
IGWT
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz