piątek, 29 maja 2015

Wojownik



tech. mix. płótno



*


Trzy dania- trzy walki

„Trzy dania miałem do przetrwania!
Gdy pierwsze okazało się najcięższe
Zrozumiałem, że dwa pozostałe
Przetrawić już dam radę.
I je przetrawiłem.
Przerabiając swe potrawy
W letnią, bladą masę;|
Pozbawiając je zbytecznej chwały
Z krwistych i pikantnych na pierwszy oka rzut
Ostudziłem ich zapały i tym samym
Mistrzem Polski-Muay Thai
Się stałem.”

*

Nieoczekiwany obrót sprawy
Wydarzył się w weekend ten
Na który czekałem tak cierpliwie
Po kontuzji uzyskanej niechybnie.

Zadała mi ona niemocy znamiona
Dla mej duszy oraz ciała
Chęć zdobycia ważnego-
Uno momento zostało lekko opóźnione.

Czasu tego nie strawiłem na narzekania próżne
Lecz do dzieła się zabrałem
W zarodku dławiąc tę mą kontuzję.

Bardzo pożytecznie w moim fachu
Doskonaliłem innych rano i wieczorem
Oraz siebie, nawet wtedy gdy nie chciałem.

Codziennie, nakładając na me ręce
Drugie, zastępcze do ciężkiego boju gotowałem
Choć wiedziałem, że trochę w tyle zostałem.

Lecz ciężkim potem i pewnym ciosem
Pewnego dnia się wyprzedziłem
I na ring upragniony od roku wstąpiłem:

W ciszy dostojnej pewnej, pozie wkroczyłem
W sercu przeganiając lekką trwogę, z marzeniem w głowie
Na ostre starcie nastawiłem.

*
Przeciągnąłem trzy walki z rzędu!
Będące zależnie od przeciwnika
w różnym stopniu- mocne.

W pierwszej walce przestępując ringu lin granice
adrenalina uderzyła mi do głowy
i parząca krew zalała moje lice.

Opanować się zdołałem gdy na chwilę
oczy zamykając- na widok piękny natrafiłem.

Pomyślałem wtedy:
-wyboru nie mam! porządnie walkę stoczyć trzeba!

Oderwałem więc od maty energicznie swoje pięty
i z impetem wskoczyłem w wir brutalnie ciężki!

Pięści ściśnięte i nogi napięte
za sprawą wylanego potu codziennie
wykorzystałem nader umiejętnie
lecz mój konkurent słabym nie był
więc bez prezentów się nie obył.

Oboje w tej walce szczodrzy byliśmy!
I mocnych natarć nie szczędziliśmy!
Groźne były często z jego strony!
Lecz nie groźniejsze od moich
dla jego osoby.

Nigdy w tyle nie pozostawałem!
Nawet wtedy kiedy sił już nie miałem-
wszystko na bieżąco mu wyrównywałem!

Walka ta była ciężka bo każdy z nas
poddać się nie chciał i piłował nadal
wykonując swoje chwyty z różnych stron
słychać było dwustronne okrzyki!

A ja ledwo dysząc razem z nim-
się chwiałem
prowadząc walkę opętańczą-
już tylko z moim ciałem!

Mobilizacje nadal miałem
bo wygrać tak czy inaczej chciałem!
Mimo wszystkiemu parłem dalej
i wyparłem ostatecznie …
zabierając się za drugie danie!

W drugiej walce było jakoś łatwiej
Choć nie mówię, że do końca gładko ;)

Gdy ważny etap zdobyłem
natychmiast w się mocno uwierzyłem!
Nawet gdy z narożnika wyłonił się przeciwnik nietypowy
bo zbytnio napalony!

Stoicki spokój zachowałem
i do boju z klasą się poderwałem!
I ową walkę wygrałem!
I oto było drugie danie- te godne lanie.

Myślę teraz będzie finał
-czeka mnie ciekawe lanie.
Lecz zwiodło mnie to oczekiwanie
wstępując radośnie na ring
mego zawodnika zmiotłem w pył!

Już się tyko z nim bawiłem!
I na łopatki cztery kilkakrotnie
Powaliłem. I wygrałem.
Wdzięcznie rękę jemu uściskałem.

W ciężkich bojach stoczonych
poniosły szkody obie strony
lecz ja zwycięski na zdrowych nogach
stanąłem dumnie z ręką w górze.

*

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz