wtorek, 30 sierpnia 2016

Śpiący wojownik


Tektur, pastele suche, węgiel

Na brąz

Głęboko w bujnej zieleni
Rozsadza spokój duszy
Łagodny powiew wietrzny
Łaskocze i wygładza swoim świstem
Twarz
W zaroślach chmur ruchomych
Słońce
Wychyla swe oblicze
Z poza drzew konarów
Nieśmiało
Nadsyła zawodnikowi
Energetyczne sygnały
Rozbudzając
Optymalnie zapały
Ku obopólnej zgodzie
Zdrowo pielęgnując
Na brąz.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Wolska czasza


Wyjść czy zostać?


Rozpacz rozrywa lice



Bolesnym startem wiatru



Przecina to co było stałe



Na kawałki nieszczęśliwie rozedrgane!



Opuścić się jeszcze nie chcę!



Ani zapuścić;0



W nicość



Do czego skłania i składa się me tworzywo


a4 papier, pastele,węgiel,ołów


Jestestwo przedstawia się niezrozumiale



Tocząc walkę nieustannie
Aby wytrwać tu na ziemi
Złapać godność na jej szczycie



Musze zejść pomiędzy siebie



W przestworzach swoistych
Przetworzonych zdolności
Zejść poniżej siebie




Od optymistycznego skoku



Ku rozpaczy w pesymizmie



Drogą do celu
Środkiem złotym wyśrodkować
Wśród złego wydźwięku
Szansę rozerwalną pochwycić



Optymistycznego głosu
Walcząc poniżej siebie
Się odnajdę!


Z tego opętańczego transu
Wyswobodziłem się !



O jejciu!



Ale co dalej?
Czy nie lepiej w sobie drzemać?
Skoro teraz
nic nie ma?


Żart!


Bo jest i będzie!
Zawsze i wszędzie!
I ja w to wierzę!



 A wy jeśli jeszcze nie?
To uwierzycie tak czy inaczej!
Bo sens bez sensu sens
Jest. Nawet gdy go nie ma.
Jest. Zawsze coś o 1 mniej lub i więcej
Jest.  Zawsze nadzieja i będzie!
I ja w to wierzę!



 I wy też uwierzycie!
 Jeśli nie teraz to prędzej czy później !
Bo?
Bez sens sensu i sens bezsensu sensem
Jest. I będzie zawsze i wszędzie!


To przemiesza się pędząc zrobi swe!*

*...(patrz następny wiersz pt. „Czy sen czy jawa”).





sobota, 13 sierpnia 2016

Oczekiwanie



a4, pastele, świecówki

Poruszenie

Siedzieć w miejscu i nic poczynając
Jest tak jak komuś lub sobie
W środek serca sztylet wbijając
Przy każdym zadaniu
Gdy się go nie wykonywało dawno
Trza pobudzić swe talenty
By mogły przez lekką rozgrzewkę
Dojść do poziomu, który tak na prawdę
Nieznany jest nikomu
Bo ów poziom osiąga się wtedy
Gdy rozgrzejesz to co jest potrzebne
I pobudzisz zmysły które odpowiedzą odpowiednio
I przełożą na swój język to co w tobie siedzi
Nigdzie nie szukając odpowiedzi
Na problemy zadawane
Bo tak na prawdę one wraz z pytaniami
Siedzą w rzędzie obok siebie
Należy je odpowiednio użyć
Poprzez siebie wytężenie w pracy swej

Żywot wieczny sprawiając się.

Wykopki, konie i krzesła

*

Bordowa żabka

Bez nadziei na pokrowiec namiotu spojrzałam
i w zaskoczeniu wielkim bordową żabkę ujrzałam.


Nikt mnie nie odwiedził słowem pisanym
bądź spontanicznie wypowiedzianym
tylko ta bezradna żabka
na taki piękny gest się zdobyła
- bezinteresownie
i mą osobę odwiedziła
- niespodziewanie.


Ku mej pociesze jest to przyczynek
łagodzący serca drżenie
-z marazmu myśli ciemne oczyściła!
Przerywając mą niemoc pójdę skąd przyszła ona
- na powietrze świeże
i podziwiać będę te piękne, wolne zwierzę!


Teraz siebie czas jest wynieść!



- na łono trawy mokrej a z nią lekki pomruk z pola
krowy znużonej.
- na nieszkodliwe łowy gdzie oczy chcą dosiąc namacalnego piękna
purpury sklepienia.


Bo pięknem jest ta przyroda!



I to wszystko czego tu w namiocie
Nie mam i wy nie macie
A szkoda!
Bo godzin na siedzeniu w nim
Strawiło się wiele
Męcząc oczy i psychikę



Fałszywym życiem!
Gdzie pozory w nadzieje płonne się zmieniają
I niechybnie dusze mą i waszą
W wir bezsensu porywają!
Niepotrzebnymi myślami, wspomnieniami
Głowę zaprzątają.


Niespełnionymi pragnieniami się karmi
Ku niebezpiecznej zagładzie dniami i nocami
Nadziewając jej farszem-odlatuję i marnuję
Pozostawiony i odgrodzony specjalnie dla mnie stworzony
Prawdziwy  świat.



A już nie wiele czasu pozostało!
Na obcowanie z nim
Bo nie długo jest mi wracać
do innych bram.


Tego pełnego chorobliwych pozorów
Gdzie życie w życiu nieżycia!
Charakter, siłę oraz piękno kiszę
Bo w klatce ciasnej przyszło żyć



Gdzie codziennie słyszę dźwięki katorżnicze
Ciężki, męczący jazgot krytyk!
Codziennie wdychając papierosowy dym.
Dlaczego zabiera mi to piękno?



- szkło!
Co przed oczami odbija radio falami
I szczyci, że na żywo to wszystko!
A ja nie widzę tu nic żywego!
Tylko placebo tego Wielkiego
Bo poczuć nie mogę nawet łajna krowiego
Lub tej wonnej trawy seledynowej.


Ta szyba odgradza w błąd wprowadza!
I tak żyją nieświadomi tego życie tracąc
Przez mass media- ateistyczne
To dzięki nim czujemy wieczną trwogę!
Tak się o tym przekonałam
Leżąc w trawie nadal



Dzień i noc z przyjacielem w przyrodzie. 

A cały ten zgiełk dzięki wizycie
Bordowej żabki, co przypomniała
Że nie należy w pozoru bagnie się babrać



Choć jest to ładne
( autorstwa Karolka :))

Bo świat tak piękny i prawdziwy!



Na nasze otrzęsienie czeka obok na nas.


Ja już żyje i żyć będę nadal!
I tego życia życzę wam!
Współistniejące istoty, ma rodzino!
Odrzuć swą pelerynę i zagłębcie swe dusze
Wraz z Jego twórcą- Jedynym Bogiem.


Bo jak myślicie? Czyje to słowa czytacie?
Skąd ta żabka mała tak nagle wzięła się w namiocie?
To jest znak prawdy, jaki przesłał mi z nieba
I ja przekazuję Wam! Wam wszystkim.
Więc cieszcie się nadal!

*










*

Pan Kogut

Na błękicie kłótnia!
Odbicie ziemskich trwóg :



A na ziemi cisza trwa
Niewinnych zwierząt gra

Niezmącony spokój i harmonia



Wieśniacze serce napawa

Gdzie w domu czy w polu
Za dnia jest do wykonania praca
Gdzie w słońcu przy wykopie bulw lub
Buraków bądź tych słodszych ich braci

Na seledynowej połaci w rozhulanym wietrze



Unoszone nad ziemią zmęczone kury nogami do góry

Bo jaj się ciężkich pozbywszy
Wirują swobodnie i leniwie 
A koguty z tęsknoty troskliwie
Za nimi w niebiosa pieją!
Wypiejając hymn miłości do nich!!
W takt melodii wolnych pomrukiwań krowich
Mały kotek bury się wdrapuje 
Na wysoko rozciągnięte mury
Ma przed wzrokiem wścibskim kundla schronienie


A wiatr nagle przestaje wiać!



A kury piać!

Zmęczony zbyt energicznym tchnieniem
Znosi z powrotem dla bzika porwane w tan szalony
Szalenie zbzikowane kury-pazurem do góry!

Słońce wychyla oblicze ciepłymi językami



Ku strudzonym a wciąż radosnym

Na ciąg dalszy dnia przygody zaprasza
Ożywieniem powszechnym zaraża!
I wszystko tli jak w lokomotywie!
Ruchem jednostajnym zegar wybija
godzinę
po
godzinie
Gdzie o zmierzchu słońce na spoczynek idzie
-Czas wytchnienia!
Nagroda zasłużona w nocy spokojnej
I w modlitwie wiernie zanurzonej-serca 
Za godny przebieg dnia-ciała 
Przemęczone zdrowo w sen zaklęte

Gdzie czas na chwilę się spowalnia



W stan rozluźnienia strudzonych pochłania

Gdzie z powrotem w chronologii
Więź z naturą utrzymać musi Pan Kogut
Uczciwie porządek dnia wyznaczyć



Rankiem głośno piejąc
NAM.