czwartek, 26 grudnia 2019

Liściaste chmury




Liściaste chmury

Tu na Ziemi
Śmiertelny Ciałem
A już tam
Nieśmiertelny Duchem

ON!

Tu i tam
Rozpłynęło się!
I scaliło płynnie

W blaskach odblaskòw
Mieni się
Jego mienie Boskie

To płynie
ON płynie!

Ziemskość
W Niebiańskość!

To przemiesza się!
Pędząc!

Liście w chmury
A gòry
Jak mury chmur

Nie pytając zrobi swe
Przemierzając drogę

Słowo Boże

Cudownie

Wypełni się!

Że ze zdziwieniem
Z zapartym tchem
Klękniemy nisko

Przed NIM
Olśnionym sercem
Jego tak blisko.



Ciągle pada


Deszczowa parada ta
Param parami
Się dobieramy!
I wesoło se pląsamy!

Param param
Plum plam
Pam pam
Pam

Wodny a pogodny to
Deszczowy bal fal
Istny walc fal
Dostojny

Deszczowymi kropelkami
Wesoło se śmigamy
I ślisko zjeżdżamy
W wodne ognisko
Parując wilgotną
Glebą
Pływamy żwawo
Na wietrze sunięte
Opływając rześko Ciebie
Jakby na poważnie szurnięte

Sływamy łzawo!
Podwodna Warszawo
Po Tobie potopem
Twoim tropem

Wodnym wzruszeniem
Czyszcząc Twe
I Twych ziomalòw
Na wiór wyschnięte
Takie spragnione
A prawie konające
Serce Twe wielkie
Co wyciąga do nas
Ręce swe w podzięce

Chcemy Was ożywić!
I nawodnić Moi mili!

Bóg:

Byś tryskała życiodajnie
Wodospadem
Pogodą ducha tętniła
Od ucha do ucha
Pani Mi Miła!
Byś wodne uczucie
Z Mego serca piła

Ty co trzęsiesz się cała
Orzeźwiona a nawilżona
Od zatrzęsienia teraz
Boskiej Mej szczodrości
Kropelek Naszych radości

Czuję to bo
Jesteś częścią Mą
Kies jednym ciałem
Razem z Tobą się unoszę
Gdy wzdychasz z ulgą
I wiem kiedy jest Ci dobrze
A kiedy brakuję Ci Mnie

Wtedy

Wzgòrzem rozległej zieleni
Na następną polewkę
Patrzysz z ustęsknieniem
Na Boskie zmiłowanie
Okiem rozmiłowanym
W oko umiłowanego Swego

W Błękit
We Mnie

AMEN

Uroczo czarująca pieczara samotnicza


Bieg z bzem


Bieg z Boskim Bzem

Wiatr wrzynał mi w nozdrza
Woń soczystego bzu
Gdy pędziłam z wiatrem
Jakby za rączkę
Z niewidzialnym Bratem
Li sweet Chłopakiem

To był mòj Przyjaciel!
My friend the Wind!
Jak śpiewał Mr Roussos
Ktòry jak cień
Jak Anioł Stròż
Istny Bòg
Zawsze trwa
I płynie jak wiatr
Tuż tuż i już
I tu i tam

Wszędzie!
Cię i mnie dobędzie
Nawet poprzez mnie!
We mnie i Cię!
Odnajdzie Cię!
Gdy nagle zgubisz się
W tym świecie

Toż to wszystko Jego
Choć Człek przyswaja za swoje
Za Jego zgodą
On na to Nam zezwala
Z miłości wszystko daje
Jak rodzice swym podwładnym

To Jego Kròlestwo
Więc nie bòj żaby!
Pamiętaj o tym Drogi Bracie
Że masz Go w sobie
I w innej osobie

I tak On mnie
Podnosił na duchu
Gdy brakło mi sił i tchu
Boską mocą mocną a
Niezwyciężoną

Ożywiał zastrzykiem woni bzu
Tlenem pachnącym i rzeźkim
Sycił przesycając nim mnie
Że nie wiedziałam czy
Z wycięczenia czy
Z rozkoszy mdleję

Wie On!
I czuwał nade mną
Gdy jak Alladyn
Płynęłam na Nim
To był dywan utkany
Z przezrocza Jego duszy
I mej katuszy

A wiatr w fiołkowy
Zabarwił się od kwiatòw woni
Jego to była woń
Zawsze świeża i ożywcza toń

A krok czasem ciężki był
I od razu mnie wiatrem
Popychał do przodu
To i prędkość podkręciłam by
Przesycić się zapachem tym

A bzy merdały mi i
Machały na wietrze
Każdym płatkiem
Wydzielając esencje swe
Bajeczne w powietrze
Dopingując mnie żwawo swym pięknem
Pociesznie że
Zapominałam o smrodzie w przyrodzie
I błocie w słocie

I w Niebo!
Biegłam do Niego!
W słońce Jego!
Gdzie promienie
Muskały i głaskały
Serdecznie o lice
I mienie mej skały

A jaką na Tobie radość by miały!
Gdyby o Twą piękną rzeźbę...
I jej by doznały
Twej gładkiej połaci prężnych
A młodzieńczych mięśni mężnych

Ale by na Tobie skakały!
Te promyki jak koniki polne
I czułością Cię opływały!
I na Cię się rozpływały...

Szkoda że nie było tam Ciebie
Gdy wszystko to
Pulsowało i tańcowało
Czyniąc masaż oświecony
Pachnącymi słońca promienieniami
Był to strumień tak silny
By słodki rumień na pamiątkę
Ostawiły Ci kies pieczątkę https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/t57/1/16/1f609.png;-)

I w takiej aurze
Dobiłam do swej zony
Patrząc w Twe
Niewidoczne oczy
W ktòrych jakiś smutek
I niepokòj kroczy
W strumyku turkusowej wody

Niechaj sen
Tę ociężałą smętność zmory
W nich Ci zmyje i przeoczy
To co zbędne i zgubne
Do trwania
W prawdziwej i urodziwej
Czystej a absolutnej
Boskiej Miłości

Far Longer than Forever

Trwajcie Mocni w Wierze

In God We Trust

AMEN

WAM

Fałszywa macka


Papier, tech. mix.

O sole!


Papier, kredki

Mike za konsoleta



Papier, tech. mix.

Księżyc Krzyżem


( Księżyc Krzyżem +

Objawił się łaskawie
Na Nasze powitanie
Wychylił lice swe
I Krzyżem na Niebie
Rozciągnął ramiona
Witając mnie i Ciebie
Gdy
Tęsknotką
Wypatrywałam
Nie wiadomo gdzie
Przed się
Cię...
O Boże
Ktòryś jest!
I wyłoniłeś się!
Stojąc przede mną
Taki Niebiański Bohater
Okazały
W poświacie
Miłości niebywałej
Rozkładając Swe ramiona
Tak trwałeś
I w ciszy mnie czekałeś
I wciąż wyczekiwałeś
Z tlącą wiarą i nadzieją
Na Nasze spotkanie
I ciuchutkie z radości łkanie
I niespodziewanie
W Krzyż ramiona Swe
Rozpostarłeś na mnie!
Na Niebo całe nagie
Gdy mnie wnet ujrzałeś
I niemo z radości rżałeś
I wzrokiem blasku
Mnie trącałeś
Subtelnie
Czyniąc oświecony masaż
Duszy mej
Swym światłem
Że

W piersi mej zaparło wdech!
I zamarłam na moment
Że nie wiem
Czy trupikiem
Nimfa jeszcze jest?
Czy już nie..
Ale nie!
To był blask życia!
I blask odnowy!
Bez mowy
I jeszcze piję Cię
Mym wzrokiem
Odmowy
Serca
Choć nie widzę Cię
O mòj Drogi
Ale wiem
Że
Nadal leżysz tam na Niebie
Jak na warcie nocnej dzielnie
Ja to czuję olśnionym serduszkiem
Co tętni mi Twym blaskiem
I wytrwale trwasz niewzruszenie
Jak zacięty Wojownik w walce
W tej Naszej bajce
I chronisz mnie Swym bytem
Będąc mym nocnym
Strażnikiem

O Panie
Boże

AMEN



Do Nieba bram




A On wskazywał gdzie biec...
Biegnij do miłości swej .!.
W stronę Jego
Oślepiającej poświaty
Do nieba bram .!.
Do Jego ramion warty
On czeka Cię Nimfo tam .!.

A więc zasuwam .!.
Uczuciem ponaglana
Emocją mocną napędzana
Choć jak źrebię się chwieję
Ciało już odmawia
Biegnę już nie ciałem
A duszą dyszę
I umysłem serca
Ono szaleje
I miłość utwierdza
I ją wciąż mi wwierca .!.
Ciągnąc ciało
Skrzydeł mu dodając
Szalenie rytm wybija
I wciąż napędza
Gdzie w nòżkach nędza
Co odmawiają posłuszeństwa...

Teraz jestem ponad ciałem .!.
Ciało spaliłam za sobą zostawiłam
Satana wypociłam z brudu oczyściłam .!.

I taka biała i jałowa
Biegnę przezroczem
Duszy oczyszczonej
Z grzechu ciała
Każdym krokiem
Już ziemi nie tykam
A lecę ponad nią
Lekko muskając ją
By upaść na aksamit obłoku
Wygrana u Jego boku
Przed Panem Bogiem
Czysta i godna na kolana
Wielbiąc po wsze na zawsze
Swego Boskiego Pana .!.
Co wybawił od zła Satana .!.

Zkochany dino

Ognisty podmuch wody





Love oczko


Zabiorę Cię właśnie tam
W miłosne oczko
W miłosny tan am .!.

Gdzie radość nie gaśnie
A jaśnieje wciąż jaśniej
Uczuciem nieskalanym
Nie ponaglanym przez
Przyziemne sprawy

A niech pachnie jak bez .!.
Z nami a nie bez .!.
No i słodka jak bez .!. a

Ale bez przesady
Bądź bardziej szczera
I pełna .!.
A ja czasami szalona
Jak maułpa
A czasami zgaszona
Jak beksa.

Oh me skrajności .!.
Litości!
Albo nie .!.
Jebcie mnie po całości!
Bez litości!
Na maxa .!.
Aż będzie kraxa!

Szargajcie mną!
Ale pod Boską pieczą!
Jeśli On na to zezwoli
To ja się godzę na to.

Może wyciciśniecie
W końcu ze mnie
Tę esencję ten sok
By zrobić do Boga
Choć na sekundkę
W nieboskłon skok .!.

A My wciąż jak w ciąży
Ociężałe lawirujemy
I nawzajem się jemy my
I zżeramy żerując poza ramy

A takie przesilonko wskazane by
Oczyścić serduszko ładnie i
Zrobić miejsce i ład by
Wprowadzić uczucie w się
Pełne wad aby
Unosić na duchu się
Wciąż nie jakby
A na prawdę
I czyścić .!.
Pychę
Do świętości się .!.
To możliwe zawsze jest .!.
Nawet jak
Spodlonym brudasem
Moralnym się jest kies
Bestią diabelską the best .!.

Mòwi to Nam
Ten tajemny Pan
Co wyłonił się z wody
Jak krokodyl
Z bajecznej i jajecznej
Chaszczy swej
Co otworzył jamę paszczy
By chapnąć mnię i Cię
W cudowny i kojący sen .!.

Bo Krokodil ten
To nikt inny jak Morfiik .!.
Ktòry w mig
Porwać Vać w sen
Cię i mnie chce .!.

I tam urządzić Nam
Sweet dream
Jak ice cream...
VaniliowoPistacjowe .!.
Lubisz takie .?.
A
Kto go widzi
Niech się nie wstydzi .!.
A poda sobie samemu rączkę
I niech ma miłosną gorączkę
A nie bolesną bolączkę .!.

Brynocy

Męczenniku


O MY DEAR LOVE .!.
Męczenniku...

By spojrzeniem mym na Cię
Ulżyć Ci o ciut .!.
Pragnę...

Nie wiś już Kochany .!.
Zmartwychwstałeś .!.

Wiedz o tym
Wisząc...

Niech ta świadomość
Znieczuli Ci mękę niebywałą
I w niej trwanie...

Wiedziałeś .?.
Wiedziałeś .!.
I z tą świadomością cierpiałeś .!.

Drogi a Ukochany .!.
Dla mnie i dla innych
Naturalnie wygrałeś .!.

Innego wyjścia nie miałeś...
Boże..

Boś Zwycięstwem po wsze .!.

Był i Jest i Będzie.

AMEN

Siła est the best- bestią il est .!.


Płótno, akryl

Siła jest the best bestią męską jest .!.
Świadomsław Wieczniepolski .!.
Heros Wiecznie Żywy- ouł je .!.

*

Last kiss


Płótno, akryl

Buchająca para



Papier, pastele


Dorosły boba


Papier a3, kredki

Zoba- Boski Boba .!.


Deska, akryl

On języczkiem i bickiem

Papier, tech. mix.

On, że tak powiem, wyskakuje z języczkiem do niej.




Kissurvany z Księżyca lica
Cmoknął smok ją
Nim ze wstydu zmoknął .!.


Morfie ramionka mnie .!.

Miau
..ość
obgryziona
jakkość
wisi
rozczapirzoną
pi kawą mą
rozdygotaną
tęsknotką
co balansuje
w piersi sambą
tętni marą
bo za bardzo
rozbiegała się za dnia
i teraz ma co ma

No i rośnie wzniośle
wokòł nas
na oślep
rozdziera na pòł
toporem
pożegnalnego
spojrzenia
gdy się
wypalimy
to na zawsze
zamarzniemy
boską rzeźbą lodową!

ciepło
w lòd musi
jak na Rusi
w tę spokojną
jasną noc
bez Cię!
pod koc
ad hoc!

O Morfie !
co czekasz mnie
w krainie swej
i zaciskasz oczy
sercem swym
ktòre wyciska na mnie
napòj z oczu Twych
poisz mnie nim!
i nie boisz się mnie!

Oswajasz mnie
Każdym swym
Dla mnie snem
Ktòry tworzysz
W krainie swej
Co noc dla mnie
Tkasz jego historię
Z miłości do mnie
I nią poisz mnie!
I nie boisz się mnie!

Gdy taka
Wyczerpana
Ku Cię lecęm!
Gdy gałki me
Już zamykam
I mòwię baj!
By po omacku
Wrota mych powiek
Miotały Ci haj!
I jak piòrko
Na Twe dłonie
Opaść w raj!
Delikatnie
I rozstopić się
Na Twym łonie
Jak śnieżka płynąć
I rozpłynąć
Bezpowrotnie
W niezmierzoną przestrzeń
Serca Twego
Po puszystych
I pachnących łąk obłokach
Duszy Twej
Co rozpościera
Boski pejzaż Nas
Napawając się
Odzyskanym swym
Radosnym a pociesznym
Ciepłem pikających naszych
Miłosnych maszyn zaciekle
Pikawek
Krwawych ciekle
Jak danie wściekłych
Pijawek

Cas na Nas .!.
Na ananas .!.
Wiać Vać
Pod koc ad hoc!
Zwinąć się jak kotek
Puszek w kłębuszek
W morfie ramionka
Jego wymionka https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/t4c/1/16/1f642.png



Moc Świadomsława

Płyta pilśniowa, akryl

czwartek, 12 grudnia 2019

O Panie


Panie...

Rozpływam się
Absolutną miłością
Z całkowitą ufnością
Ku Tobie

Nic nie słyszę
Choć bluźnią
imię moję

Nic nie czuję
Choć rozszarpują ciało me
jak chleb

Nic nie pragnę
Choć pragnę
pić

A bardziej niż wody
W Cię się
stopić!

I Cię chłonąć łapczywie
By życie na zawsze me
zaspokoić.

Bo Tyś źròdłem
Z ktòrego pochodzę
Tylko Ty!

Dlatego to
Wszystko nic

W Twych objęciach
Pragnę odżyć!

By na zawsze
Przy Tobie być i żyć.

Cały i zdrowy
Choć przez śmierć
Zniweczony

Z woli Twej
Wiem że odrodzę się!
Cudem!

Boskim cudem!
I Tobą stanę się!
Bom Synem Bożym
Był i jest!

Bo Tyś we Mnie
Zadomowił się!

I we mnie Twa Boże
I płynie i trwa Boska krew!

Tak mocno!
W ramiona Twe pragnę!
Że duchem zionąc lgnę ku Cię!

Tak mocno!
Że stopię się w Cię!
Że jednością z Cię na zawsze!

I takie oto przemienienie będzie!
Stanę się z powrotem
Panem Bogiem!

Bom Nim był i jest!
Choć Wy nie uwierzyliście
Musiało dokonać się!

Mòj ukochany Ojcze!
Jednością z Tobą
Po wsze na zawsze

I Wy będziecie!
To dla Was
Wywalczyłem przecie!

Gdy ciało me kona
Mękę Tobie zawierzam
Gdy czuwasz nade mną
To podtrzymuję mnie

Dlatego mimo że boję się
Wizja Cię trzyma mnie
W dzielności w boleści tej

Im mocniej cierpię
Tym bliżej Cię
Zbliżam się!

Już nawet czuję Cię!
Więc wszystko to
Zniosę dla Cię i dla Ciebie!

Boży Narodzie
Z grzechu i zła
Wyswobodzę Cię!
W imię Boże!

Jak poròd to jest!
Rodzę się!
By odrodzić Ciebie i się
W człeczych sercach.

I dowòd udowodnić
Bożej Istoty
Ale czy pojmiesz?

Narodzie Boży
A zaślepiony?

Poczuj me oddanie!
I miłość ktòrą każdemu
Składam w ofierze

A jakże
W przecudownym
Boskim darze!

Wychodzę na wierzch
O Panie!

Ludzie!
Ginę by zrodzić się!

Wykluwam jak pisklę!
Jak nowonarodzone dziecię!

Ku Cię!
W niebiosa duszą!
Ciała katuszą ulatuję!

Dusza coraz lżejsza
Ku Tobie coraz wyżej
I wyżej się wznosi!

W Niebiosa radością
Choć na razie
Płaczem się zanosi

Złap mnie miłością Swą!
O Panie opanuj mnie!

Gdy w gorączce boleści wiję się!
I krwawię i płaczę za Cię

W Twe w ramiona!
Tylko tego pragnę!
Ostatecznie

Gdy ciało me kona
A dusza

Z niego wyswobodzona
Zmartwychwstanie odrodzona!

Gdy ku mnie otworzysz się
A ja na Cię o ukochany Panie
O już widzę Twą poświatę!

Oczyma wyzwolonej duszy mej
Wychwytuję Cię!
Wytężonym bòlem i czuciem

Jak wolny ptak w nieskończoność!
Pragnę oddać się ufnością Tobie!

Wybijam się do Cię!
W nieboskłony nieskończone!

By skrzydłami opieki Twej
Niebiańskiej rozpościerać ją
Nad każdym Twym stworzeniem
Tym jeszcze nienarodzonym
I tym zrodzonym z woli Twej.

Hej!
Czekam na Cię!
Zamknięty śmiercią
W ciemniczce mej
Na zmartwychwstanie!

A więc?
W czuwaniu trwajmy My!
Aż dzwony rozbrzmią Twą chwałę!
Głosząc Twe zwycięstwo
Zwycięstwo nad śmiercią!

Bo Tyś the best jest!
Bo Tyś życia
Wiecznością jest!

Na wieki wiekòw



Księżyca odblaskiem


Księżyca odblaskiem
Patrzę na Cię
Bo patrzy na mnie
Zastygły w oddali tkwi
Naprzeciw mnie
Po niebie brnie
Jak zjawa się zjawia
Prześwietla myśli i
Westchnienia goni me
Srebrzystą połacią
Postać mą samą
Przed mrokiem ochraniając
Przedziera przez skòrę
Światłem duszę wypełnia
Jego tajemnicza pełnia
Unosi na duchu
A pierś dech zapiera
Gdy światłem naciera
To ku Cię unoszę się
I w niebytu byt ulatuję
Gdy w niepoznace nagle
Kosmicznym walcem
Po niebie sunie
I w sumie
Krok w bok inicjuje
Lekkością ducha
Naświetla ciszą
Czucia uczucia
Swój stan ducha
Nią bucha i czuwa
Ją rozniecając
Wewnątrz mnie
Niepokoje me
We śnie rozjaśnia
I wygładza
Jego władza
I do snu buja
Jak boska matula
Kojąco otula
I lula jak ulał łał.

Zawirowana para


Papier kredowy, farby wodne

Ognista sytuacja


Płótno, akryl

Ah Romero .!.


Deska, akryl

Zarumienione niebo


Świadomsław Wieczniepolski


Płyta pilśniowa, akryl, węgiel

Pokomp się .!.


Idź!

Pokomp się ze mną!
W skrzący blask trzask!
W wodny las nęcący
Dziko w taflę skacz!

W ożywczą głębinę!
Co wszelaką winę
Z nas zmyje

Że staniemy się
Nowi i czyści
Tylko dla się!

Skacz jak delfin szalony!
Wybijając się swawolnie
W wysokie nieboskłony!

Czyniąc w powietrzu
Panu Najwyższemu
Godne pokłony

Popisując się przed Nim
Swą akrobacją
Dając Mu z siebie wszystko

Mając na grzbiecie mnie
Wyciągamy ku Niemu dłonie
W podzięce za się!
Serdecznie

Tak przedzierajmy się!
W rzeczną krainę
Seledynowo bursztynową
Taflę przebijając żwawo

Do dna do cna!
Do wonnego bagna!
Płyń ze mną do mety!
Tylko Ja i Ty o rety!

Leć koniku morski!
Przejażdżkę utniemy nową
Czyniąc szczęśliwą minę
Ktòra smęki i urazy z niej zmyje

Zanurzmy się!
W rześkość
Po samą kość
W lekkość duchem
W nieważkość odpłyniemy
I popłyniemy my przed się
Nie wiadomo gdzie na oślep
Opatulając się duchem ściśle
Epatując emocją się wzniośle
Gdzie serce słońca rośnie
I pulsuje wrzącym tętnem
Emocji mocnej rytmem
Wyznaczając drogę Nam
W cudowny a miłosny raj
Nieznany Wam.

Baletnica i menelica



Parząco święty kiss w kosmos prysł


a3, tech. mix.

W parku


a4, tech. mix.




Most gold


Tektura, 100/70, tech. mix.

Ziom Małpiszon obrażon


Papier pakov, tech. mix.

Krwawy las


Tektura 100/70,  akryl



Cabaretonimf



Krzyż ukrzyżowanej Miłości .!.


Brystl, 100/70, tech. mix.

środa, 11 grudnia 2019