Słońce może
morze łez wylało
wylało
bo łkać wolało
za nią
za ziemią swą
częstując ją
wzruszenia energią
Widząc ją
taką obumarłą
bije ją
jasnością swą
by ożywić ją
z marazmu wtrącając
by nabrała
żywotności rumieńca
bije ją
by pobudzić krążenie
które ustało
a które życie nakręcało
bije ją
by radości i ukojenia
doznała ta
niemrawa ziemia
bije ją
chcąc przywrócić ją
do współistnienia
bije ją
o taką odrętwiałą
od uczuć wyzutą
co wysycha i zdycha
usychając
jak spragniony zając
na łące samotnie konając
I wylało na nią
lawę swą krwawą
jakby kojącą maścią
chcąc ją ogrzać nią
miłosną energią swą
emocją mocną
wręcz parzącą co
okala nas rutynowo
karmiąc nas nią
w sobie ją napędzając
tym samym się
wiecznie nakręcając
Słonko to
pulsem i bulgotem
bije niemym bełkotem
o ziemię promieniami
by nas nimi oślepić
nas mas
już jakże ślepych
pragnąc bezinteresownie!
z miłości powinności do Nas
jakby ojcowskiej
bo to serce jest boskie!
Chce ono
prześlepić ślepotę w nas
i pustotę serca martwotę
przez ślepia serca co
skostniało
marazmem drętwym
na dnie ostając
w cichoszy łkając
jak na łące
opuszczony zając co
nie wie czemu płacze
I to serce
ledwie ledwie wnet
ożywione
ciepłym promieniem
że do gardła podnosi się
i rośnie radośnie
z ciała wybijając się
przez duszę
jak przebiśnieg
chcąc przebić się
przez ścianki
duszy zmarniałej
od katuszy szatańskiej
chcąc przedrzeć ją
i do źròdła go go
i oddać w darze
to co otrzymało
od Boga się
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz