czwartek, 22 kwietnia 2021

Trupioczujątko


 



Trupioczujątko me bladością

na Jego firmamencie

świece se ledwie

by nagle paść

i zapaść się

pod ziemię

w Jego mienie

gdzieś w mogile

po wsze na zawsze

przez otchłanie

czeluści czułości nieznanej

porwana i targana

bez łaski niesłychanie

przez przestrzenie rozległe

wiatrem ciosana a przeszywana

jego spojrzeniem i tchnieniem

dusza blada w kosmosie pławiąca

cicho się w tym chaosie

samotnie o sole na tym padole

może trafi strzał ją?

wzroku srebrzystego Jego

gwiazdy mrugającej co nockę

muskającej skrzącym błyskiem

Ją pociesznie we śnie

i rozkosznie przecie

i taka w nadzieję spowita

Jego księżycowe Ego powita

łaskawie wypełniając

nieskończonością tak czystą

nieczystości wypleniając

a nasycając emocją wieczystą

przejrzystą i niezbadanie długą

jak Jego kosmiczny ogon

co ciągnie się echem

wyznania ku niej

wiecznie i pięknie

kocham Cię

wciąż dalej i dalej

długą drogą mleczną

w niej skąpani pan i pani

kosmiczni kompani

w skrzącej się pianie

skompanej witalnym światłem

i okraszonej gwiezdnym pyłem

i tacy cacy umorusani tym cali

w uczucie pozaziemskie

tańczące z nami

w nie się zagłębiamy!

jak orbitą nim opasani

pasmem przyjaciółki mej

wstążki czerwonej że hej!

gorącym czuciem naznaczonej

co każdym machnięciem

w tanecznym transie

rozpościera emocje mocne

jak z różdżki wydobywa się

z niej miłosne zaklęcie ku Cię

co tak szybko gaśnie jak sen

w tej kruchej bańce

egzystencji naszej

co idzie dalej jej śladem

cząsteczką niezniszczalną

wirującą wiecznie w kosmosie

ostając się na granacie Jaśnie

mrugającą 😉emocją naszą

taką gwiazdą nęcącą właśnie 🙂

Czy to est zrozumiałe .?.

Amen

Janusz Panasewicz


Tektura, pastel olejny

 

środa, 7 kwietnia 2021

Slash


Dech, pastel suchy

 

Pete Townshend


Płótno na tekturze, tech. mix.

 

Jan Borysewicz


Dech, tech. mix.

 

BrwioKrzyżem



Foto by Astro

Rzewnie płynące
w zadymionej z zadumania
melancholii na wietrze
nasze oczekiwania
wietrzące się wiecznie
i łkające łzą rosy
z chmur chmar
ze smutku mar utkane
z gęstego zawiedzenia
jak smar cieknie smark
z przezrocza nieba
bo cie nie ma no ba
i spada jak liście
ty i ja iście
podło upadli
pałętamy się
z dala od się
pełzając
smutkiem wiejęc
po sobie
szumię milczeniem
po tobie
skrząc jak bystra iskra
dogorywająca ogień
mienia naszego uniesienia
ta kara jak kra łamliwa
ale nie kłamliwa
czy jak łamaga ja
pod urokiem maga
co z kalectwem się zmaga
li jak łodyga pęknięta na wietrze
zwisa żałośnie
i bezradnie dyga
i pocieszeniem sobie łga
puszczając w eter wióry
rude jak wiewióry
i po nich popiół
dmuchnął na pół
boxer los
zadając cios
rozkruszył po dziczy
w obojniackiej ciszy
i ani śladu po nas
skończyło się
albo wiecznie kończy
echem które przeminęło
albo mija ty i ja
w nim zaklęte
zjawisko niepojęte 

 


Robert Sweet


Dech, pastel olejny