Jest tylko:
Ta szara egzystencja (ta barwna esencja)
Co zatruwa nasze serca (i je pokrzepia)
Rutynowym biegiem każąc mu wybijać tętnem
Smętki (i radości swe).
Zabawą w jaźni się zabawiam.
Ale się nie przerażam. Trwam w niej. Trwa i ona.
Bo nadal coś tam błyska- tląca się iskra- ta życiodajna
nadzieja.
Co każdego załamanego podpiera.
A więc jest nadzieja.
-Czyni bez nadziei. Rozumiesz tę frazę?
-Tego nie rozumieć? Wyjdź! Nie jesteś tu mile
widziana.
-W ogóle nie jesteś widziana. Wiec po co tu
tkwisz?
-Nie powinno Cię tu być!
-Po co patrzysz, czujesz i przeżywasz? Na co to tobie skoro
cię tu nie ma!
-A gdzie jestem?- pytam rozdrażniona wielce z tego, że mnie
nie ma.
-To co to jest?- to gdzie ja jestem?- jeśli w ogóle jestem?
-Lub gdzie mnie nie ma?- i czy w ogóle mnie nie ma?
-Przecież jestem!- i Wy jesteście!- leżąc sztywna.
-Jestem!- słyszycie mnie?- nic nie słychać.
-Bo ma fraza się skończyła.
Co lekko się odbija, po was spływa
I drży w przestrzeni niemej, uciszając się
Rozrzedzają się wszystkich autorów oddźwięki
Tych rzuconych w próżnię retorycznych pytań.
-Więc po co tu tkwisz? - skoro tak płynnie przepadasz z dnia
na dzień?
-Nie lepiej przepaść raz a porządnie?- zastanawiasz może
się? - i to przepadnie!
-Więc nie zamartwiaj się, szkoda czasu.
-Dowiesz się w swoim czasie.
-Ty na to wpłynąć nie możesz.
-Więc po prostu idź.
-Ale jak mam iść?- powiecie mi?
-Czy jak nowo narodzone źrebię na świat wydane, niepewnym
stąpać krokiem po tej ziemi nieujarzmionej, w takt uwertury życia swego-
przestraszona?
-Bo straszą!
-Na co dzień.
-Te ziemskie istoty co wołają, napastliwym tonem:
-Teraz jest nasza kolej!
-Na pewno nie jej!
-To nie jest dla niej!
-To jej się nie należy!
-Czego ona wśród nas szuka?
-Ta czego nic nie ma.
-Z wierzchu naganna. Brak jej na pierwszy i na następny
rzut oka wszystkiego!
-Tu wśród nas jest jakaś dziwna.
-Tu wśród nas jest jakaś persona non grata, jaskrawo
odstająca, omijana jak przeszkoda
-Czy ona o tym nie wie?
Wie. Ale próbuje oszukiwać siebie, że tak istotnie nie
jest. Zagłuszając te wołanie, co hamuje systematycznie, ściągając z każdej
wyżyny, na którą udało jej się wspiąć. Na wyżyny jej jakiegokolwiek posunięcia
do przodu, jakiegokolwiek osiągnięcia. Toteż niepewna swego i owego czasu biegu
ziemskiego- idzie lecz niepewnie, z tym ciężarem piętna, że w każdym momencie,
wyskoczą naprzeciw- torując drogę.
Tata mawia:
-Z przeszkodami nie walcz! Szkoda czasu. Nie ma go. Trzeba
je omijać.
Więc omija. Wymazując je z pamięci, by nie zatruwały
jej.
-Czyli mnie. Bo pamięcią jestem! Ona jest mym
stelażem istnienia. Dzięki niej istnieje. Mimo, że wołają, iż mnie
nie ma. Ale ja im nie wierzę! Bo jestem. Nawet kiedy mnie nie
ma. Jestem. Nawet jak nastanie lub nastała pustka. Jestem tak
jak On. Bo jestem Jego odnogą.
Każdy gdzie indziej się zadomowił choć na tym samym pa-dole.
Każdy zginął od swej sławy i niesławy.
-Ja ich już nie widzę. Wszyscy odeszli wraz ze
mną. Nic już nie brzęczy!
-Ja tylko brzęczę próżnią. Tętniąc wiecznie próżni oddechem.