poniedziałek, 27 lutego 2017

Próżnia oddechu



Jest tylko:
Ta szara egzystencja (ta barwna esencja) 
Co zatruwa nasze serca (i je pokrzepia) 
Rutynowym biegiem każąc mu wybijać tętnem
Smętki (i radości swe). 

Zabawą w jaźni się zabawiam. 
Karmię jej wytworem co syci smutne postrzeganie na nią. 
Ale się nie przerażam. Trwam w niej. Trwa i ona. 
Bo nadal coś tam błyska- tląca się iskra- ta życiodajna nadzieja. 
Co każdego załamanego podpiera.
A więc jest nadzieja.

-Czyni bez nadziei. Rozumiesz tę frazę? 
-Tego nie rozumieć? Wyjdź! Nie jesteś tu mile widziana. 
-W ogóle nie jesteś widziana. Wiec po co tu tkwisz? 
-Nie powinno Cię tu być! 
-Po co patrzysz, czujesz i przeżywasz? Na co to tobie skoro cię tu nie ma! 
-A gdzie jestem?- pytam rozdrażniona wielce z tego, że mnie nie ma. 
-To co to jest?- to gdzie ja jestem?- jeśli w ogóle jestem?
-Lub gdzie mnie nie ma?- i czy w ogóle mnie nie ma?
-Przecież jestem!- i Wy jesteście!- leżąc sztywna.
-Jestem!- słyszycie mnie?- nic nie słychać. 
-Bo ma fraza się skończyła.
Co lekko się odbija, po was spływa
I drży w przestrzeni niemej, uciszając się
Rozrzedzają się wszystkich autorów oddźwięki
Tych rzuconych w próżnię retorycznych pytań.
-Więc po co tu tkwisz? - skoro tak płynnie przepadasz z dnia na dzień? 
-Nie lepiej przepaść raz a porządnie?- zastanawiasz może się? - i to przepadnie! 
-Więc nie zamartwiaj się, szkoda czasu.
-Dowiesz się w swoim czasie. 
-Ty na to wpłynąć nie możesz.
-Więc po prostu idź. 
-Ale jak mam iść?- powiecie mi?
-Czy jak nowo narodzone źrebię na świat wydane, niepewnym stąpać krokiem po tej ziemi nieujarzmionej, w takt uwertury życia swego- przestraszona? 
-Bo straszą!
-Na co dzień.
-Te ziemskie istoty co wołają, napastliwym tonem: 
-Teraz jest nasza kolej! 
-Na pewno nie jej! 
-To nie jest dla niej!
-To jej się nie należy! 
-Czego ona wśród nas szuka? 
-Ta czego nic nie ma. 
-Z wierzchu naganna. Brak jej na pierwszy i na następny rzut oka wszystkiego! 
-Tu wśród nas jest jakaś dziwna. 
-Tu wśród nas jest jakaś persona non grata, jaskrawo odstająca, omijana jak przeszkoda
-Czy ona o tym nie wie? 
Wie. Ale próbuje oszukiwać siebie, że tak istotnie nie jest. Zagłuszając te wołanie, co hamuje systematycznie, ściągając z każdej wyżyny, na którą udało jej się wspiąć. Na wyżyny jej jakiegokolwiek posunięcia do przodu, jakiegokolwiek osiągnięcia. Toteż niepewna swego i owego czasu biegu ziemskiego- idzie lecz niepewnie, z tym ciężarem piętna, że w każdym momencie, wyskoczą naprzeciw- torując drogę. 
Tata mawia:
-Z przeszkodami nie walcz! Szkoda czasu. Nie ma go. Trzeba je omijać. 
Więc omija. Wymazując je z pamięci, by nie zatruwały jej.
-Czyli mnie. Bo pamięcią jestem! Ona jest mym stelażem istnienia. Dzięki niej istnieje. Mimo, że wołają, iż mnie nie ma. Ale ja im nie wierzę! Bo jestem. Nawet kiedy mnie nie ma. Jestem. Nawet jak nastanie lub nastała pustka. Jestem tak jak On. Bo jestem Jego odnogą.
Każdy gdzie indziej się zadomowił choć na tym samym pa-dole. Każdy zginął od swej sławy i niesławy.
-Ja ich już nie widzę. Wszyscy odeszli wraz ze mną. Nic już nie brzęczy!
-Ja tylko brzęczę próżnią. Tętniąc wiecznie próżni oddechem.


piątek, 24 lutego 2017

Judasz

Performance

Judasz



Judasz- czemuż to uczyniłam? Po co? Miałam pożyczoną kamerę i nagłe natchnienie. Może było to przejawem skrajnego kretynizmu. Nie wiem. 
Drzwi- symbol opuszczenia, odosobnienia od świata zewnętrznego- rodzaj schronienia i odgrodzenia się oraz bezpieczeństwa- mur obronny przed codziennością, w której nie jestem zanurzona. Próbuje od niej odgradzać, na marne. Bo nie da się od tego badziewia uwolnić. I nic mi nie pomoże zamknięcie drzwi nawet na kilka spustów. To nie ochroni. Bo to trwa mimo wszystko. Choć zamknięta ma twierdza. Na pozornie własne życzenie. Otworzyć je czy zamknąć? Oto jest pytanie. A więc wahanie. 
Judasz- filtr przez, który patrzę na pewną tęsknotę, za czymś co jest i istnieje poza zasięgiem. Bo nie uczestniczę w tym. Zostaje więc obserwacja z ukrycia, gdzie nie ponosi się odpowiedzialności. Ponosi się odpowiedzialność za bierność, którą próbuję jednak poruszyć. Kręcąc judaszem coraz mocniej, w kółko. Zataczam rutynowe i nerwowe kręgi, wytwarzam napięcie, z którego ma się wykluć zadecydowanie. Zdecydowanie na podjęcie wyzwania. Otworzenia w końcu drzwi i opuszczenie tego więzienia. Lęk? Im większy tym mocniej kręcę tym kołowrotkiem. Ale w końcu zatrzymuje jego pęd i zdecydowanym gestem dobieram się do otwierania drzwi- przyszłości.

Twierdza zamknięta

Twierdza zamknięta

Dech głęboki zapiera
Jak złoczyńca winy swej zacięcie
Bez przekonania w absurdzie
Nie czując wyzwolenia
Po mrocznej breji brzuchem ślizga
Jak wąż zamiast jak ptak latać.

Wysokością na jej jasnej gładkości
Narasta potężna fala!
Wpływem oślepia
By jej potęgi istota doznała
Chce pokryć ją całą by na wieczność
Za -> wszystko<- a="" nauczk="" odebra="" p="">
Bo linka się poluzowała
Więc wypełnia przypływem
A ogołaca swym odpływem
Pod wpływem zwątpienia
Odizolowana istota została
Jak ta potężna fala co
Potęgą swą się zapada
I wraca zawsze sama
Jak Ty i ja li inna
Istota.

Świadoma jak nieudolnie trwa
W tej niedorzecznej przestrzeni 
W otchłań niemocy uleciała
Czernią płachty pokryta
Ogół straszliwości pokrywy ukrywa
Izolując trędowaty aspekt istoty swej
Bym innych nie raziła
A siebie niepokojem nie karmiła.
I trwa tkwienie w tryumfie jej kaźni!
Czernią pokryta by konkretu nabrała
By bardziej wyrazistszą się stała
Została nią podbita i bita ta kobita
Czarną rozpaczą i zwątpieniem
Punkt kulminacji nastąpił-

Twierdza zamknięta.