czwartek, 7 kwietnia 2016

Salut!



Tektur, pastels



Ofiara

W rzeczywistość chwiejnym krokiem
Z nadmiaru moich stanów
Złożę swą ofiarę
Znów powrócę
Posiadając w głowie cenną pustkę
Kroczyć będę
i na nowe
łowy się zdobędę
W głębi pustki wypełniać
Pusty świat na jawie.


poniedziałek, 4 kwietnia 2016

W transie tfórczym



Tektur,pastels, węgiels

*

Jak dusza ma się wyrywa
Do spłodzenia jakiegoś dzieła!

Jak na wielu płaszczyznach
Chciałabym ślad odcisnąć
Godne marzyciela plany snując
Nowość różnorodności w sztuce

Jaki zapał, jakie chęci!
Jak wiele dziedzin!
Mą duszę niespokojną nęci!

Stworzyć dzieła literackie
Bądź malarskie
Przesycone oryginalnym blaskiem!

Bądź muzyczne, śpiewne
Gdzie głos serca 
Radość duszy wybałuszy!

Bądź w ruchu coś utrwalić
Ruchem obalić 
 Ciało w nowatorski taniec wprawić

I w niebezpiecznym transie
Zatracić Się!

Wtedy gdy wyrwę z się
Nadmiar chęci twórczej
Będę mogła opaść z lekka
Na kującą trawę

I z uśmiechem z uniesienia
Snuć razem z Panem
Dalsze plany
Mego istnienia.

Aby 
Wypłynęły na otchłań rzeczywistości
Aby te plany snute dziennie codziennie

Nie zostały zniweczone

Poprzez brak zapału 
czy
Olśnienia
Będące wynikiem
Boskiego natchnienia!

*

Niechaj Bóg się nad nami zlituje!
I użyczy nam, choć trochę
Swojej mocy w tworzeniu
Ludzkiego Edenu
Każdemu stworzeniu
Na swój odrębny
Sposób.

Wyciąga nogi


Tektur, pastele, oil



Do czego to prowadzi?


Widzę i czuję
Pewną zmianę:
Życie z pod stóp umyka
Ale zanim przewrócę się
Całkowicie
Muszę
Odbyć swą wędrówkę
W otoczeniu
Igieł
Ostrych
Bądź łagodnych
Jej wpływów
\
Każdy dzień jest oddalaniem się
Od siebie
\
Każdy Dzień jest Nabieraniem
Coraz Bardziej
Chłodniejszego Dystansu
Od rozlanego
Żaru
Narodzin
\
Jest nim
Dystans
Który osiągamy
Codziennie
Mimo
Woli
\
Ludźmi
Zimniejszymi
Się stajemy
\
Jak wystarczająco
 Oddalimy się
Od siebie
/
To na mecie
Tego życia
Stracimy
Się
I
Zamarzniemy





Sięgając gwiazd



Tektur, pastels, oil

*

Pragnę…


Przekroczyć poprzeczkę
wielce pragnę!

W wytężonej chęci zdobyć szczyt uznania
Boskim zmiłowaniem dla mnie się okaże!

Lękając marności
modląc do Boga
by mnie zachował
tam gdzie szczęśliwych gości
już ugościł.

Bym za życia
lub po 
z poza chmur wysokich
wraz z Nim
napawać 
 smaczkiem
tym.

*

Sjesta


Olej, węgiels, tektur

Czemu zasypiacie?

Czemu zasypiacie?
Nie wymiękajcie!
Na marazm nie przystawajcie!
Nie zasypiajcie!
Gdy na akty tworzenia
Wznieść się trzeba!
Gdy na akty rozbestwienia
Wznieść trzeba skargę!
Za nasze nieudolne bytowanie
W tym nie radosnym życiu
Mało spektakularnym
Co ciągnie się bezustannie
Z niewiadomego powodu
Zaprzęgając w te markotne tany
Coraz to nowe ofiary
Owe błazny słabowitej woli które siły posiadały
Na początku tego świata kiedy były jeszcze małe
Wraz z ich wzrostem w paradoksie małość odzyskały
W komiczny sposób walkowerem oddały
Zatrącając moc potencji z góry im nadanej
Kąpiąc się w odrazie wstydu udają, że nic się nie stało
Zakładają maski i tak do utraty tchu pozostają.

Łapczywie zbrodniczą drzemkę ucinamy!
Lgniemy w swych snach ku jawie
Gdzie nas nie ma a ona nie ujawni się!

Więc przegrywamy ile się da,
Snując ramie w ramię
Z tym wyobrażonym kompanem
Z obowiązku kpi z nas on
Wiodąc na zgubny kraniec.

Ten co was stworzył-Jemu się przyglądacie!
W nadziei, że coś zmieni?
Na to nie liczcie!
Bo On nad nami już się ulitował!
Wyrzucając nas na szerokie pasma swego Tworu
Dając każdemu dar wolnej woli
Szansę już na starcie
Którą ty i ja masz bracie
Każdy ma Ten kto ma odwagę
Już z niej korzysta…

A wy?
Przed nią się wymykacie?
Robiąc ze strachu w swe
I innych także gacie
Bo wasze już przepełnione
Innych życiowe szanse zatruwacie!
Lękliwym kroczkiem błądzicie po omacku
W godzinie czarnej dziury bezwładnie i bez sensu
Ucinając tę zbrodniczą drzemkę…
Ja czuje że to jeszcze nie pora!
Więc?Czemu zasypiacie?

Chodźmy-chodźcie!
Wstańmy-wstańcie!
Jak nie na mecie
To chociaż na starcie.






Sjesta Słowiana


Akryl, pastel, tektur


(foto by AMD)



Rozterka- Boskie zlitowanie


Błękitna przestrzeń wolności
Jest przyczyną smutku wielkiego,
Chłopca małego dręczonego
Serce okrutnie ściskającego
bez litości i chwili wytchnienia

Z ust jego wydobywający się
Głos tęsknoty, niezawinionych łez
Lecz przepiękny.

Wypływa on gładko i wolno
Na pustą przestrzeń błękitu
Łączy się z jego odcieniami
Tworząc strumień błyszczących
Iskier wesołych.

Oczy chłopca chłoną te zjawisko
Zamieniając nagle słone łzy
W słodki uśmiech na twarzy

Czoło nagle z zaciętego
Jasnym się staje
Twarz przejrzystością błękitnych refleksów
Zalana zostaje

Owa mgła błękitu
Z twarzy na całe ciało
Równomiernie się przenosi

Nawet skromne odzienie
Co się z nim dzieje?
W majestatyczne się przemienia
I jak jego skóra
Aksamitem po tysiąc krotnie wypolerowanym
Się rozprzestrzenia.

Całość zjawiska onieśmiela
Nawet już z dala nadlatujące ptaki
Które z głośnym hukiem padają
I z zamkniętymi ślepiami
U stóp chłopca się kłaniają

On nic nie widząc
W transie pogrążony
Nadal śpiewa
W poświacie mieniąc się dalej

Tworzy się i tworzy
W zawrotnym tempie
Dzieło boskie
Które nie sposób jest
Ludzkimi zmysłami
Posiąść.

Na rozległym tym pustkowiu
Rzecz się dzieje
A mianowicie:
Boskie zstąpienie!
Które świadków swoich ma-
W przyrodzie niemej.

Jaki to widok przecudny!
Enigmatyczny zarazem, że
Swoją obecnością, ideałem
Świat otaczający zaraża.

Słońce na górze już wyblakłe
W starciu z boskim światłem
Nie ważąc się pod żadnym pozorem
Bogu stanąć czołem w czoło
Z trwogi nie z ubytku szacunku
W chmury się zatapia

One także widząc taki widok
Przerażone rozstępują się
I tym samym powitalny
Dają popis
Kolorowym wodnym kaskadom
Które dają z siebie wszystko
Wyczerpane,
Uciszają się nawzajem

Nagle srebrne błyski przeszywają
Gładko niebo
I na cześć swego Boga
Radość swą wyrażają

W nerwowym pląsie
Dają jasność
Ciemnym istotom
O ważnej sprawie powiadamiając

Jednak nie wszyscy zrozumieli
Owy sens tych błysków
I za konary drzew się pochowali
I tam za karę swój koniec nagły
Zaznały

Pozostawiając ową wolną przestrzeń
Na chwilę jakąś
Dał Pan Bóg chłopcu
            Radość 

I kończąc swój przepiękny śpiew
Przecierając nagle oczy
Bo czar nagle prysł…

A chłopiec nadal
Patrzy się w dal
Zjawiskiem onieśmielony
Nadal trwa…





Z kucem długim



(foto by AMD)

Tektur, pastel suchy



Tego świata zaraza

„Przeraża mnie niewiara tego świata zaraza
W umysły wkrada zamęt wprowadza, zagradza”

W małym człowieku przeciętnej urody
Matka szczędząc pochwał
Razi go surowym wzrokiem
Wyciskając ostatecznie
To co w sobie budował świat dookoła
Uniżony jak on się błąka
Przez matkę brutalnie wzgardzony
Nie chcąc więcej patrzeć na swe stopy
Dziś sprowadzony z tego tropu
Musi wstąpić do ukropu
Z którego wyparował
A wybuchy wulkanu bywają naprawdę mocne…
Wydobywając się spod lawy
Tego smaru palącego duszę jego
Nieumyślnie się zacina, cofa , z rytmu się wyrywa
Przestraszony wyrokiem, groźnym głosem
Zdezorientowany oswobodzenia szuka!
Przystani na której mógłby ulgi tchu
Gdzie usta pod presją huku w napięciu
Się zaciskają- tworząc wyraz uniżenia
Trwa- jednak pełen nadziei nowej
Bo jest bojowy- to jego rutynowe zamierzenie
Nienawiścią (pozorną) otoczenia zbity z tropu
Pod ciężarem strachu się ugina lecz nie pada
Trochę wyżej ośmielił się wznieść wzrok
Nowego oddechu harmonii uchwycić
Lecz gniew wewnętrzny mu na to nie pozwala
Dławiąc się nim, nie nadąża, przybiera dziwne formy, tworzy maski
Ręce wirują nerwowym pląsem
Atakiem poruszone straszną padaczką
Okalają poddańczo usztywnione ciało
Piorunowym obstrzałem nagłym szokiem
Na baczność stoi, choć nie stoi twarzą do ziemi
Z szyją w piasku, wszystko leży !
Mowa płynna spływała słodkawymi potokami
Teraz zdławiona słonymi odpowiada łzami
Włosy czołu pogodnemu ustępowały
Teraz chronią aż za nadto gorycz
Głowa niczym Chrystusowa opada-
Duszę jego ciemność zalała!
We wstydzie wielkim jasność świata zamknęły powieki.


Tak niweczony Człowiek, mimo upodlenia ciągle walczy.
A my z uporem i agresja nowe zdobywamy
Nie wiedząc, że tym samym samych siebie pogrążamy
Burząc przyszłości piękne obrazy
To sprawka tamtego, ciemnego!
Tego co was ciągnie ku naszej zagładzie
A wy ulegacie! Kręci mi się w głowie!
Bo ktoś perfidnie zgotował ten bałagan
Mi i tobie czyli nam. Jeśli tak?
To czemu tylko ja na niego się uskarżam?
Nic nie słychać! Czy wołacie o pomoc?
Czy po prostu cicho łkacie? Nic nie słyszę!
Czy cierpicie? Kto wie? Niech odpowie!
Ale nie odpowie… jedynie wiatr przeszyje mnie.

Oh błazny słabej woli!

Swe twarze w niemocy skrywacie
Przed kim? Przed nim!
Przed waszym odwiecznym agresorem
Straszący was dość udolnie:
Rozbestwionym
Rozzuchwalonym
Rozwścieczonym
Rozjątrzonym
Rozklekotanym
Rozszalałym
Na wszelkie możliwe strony
Ostro- krwistym- ciętym- jęzorem!
Co naraża nas na tak niebywałe straty
Moralnie-niemoralne. A wy ?
Wy im ulegacie bo wyboru nie macie!
Choć macie ale skazaliście się na jej brak.
Szkoda. Żal mi was.
Z gęstwin oddechu ostatni chwycił w swe szpony
I przebił bezlitośnie formalistycznie nastawiony-Kat
Na zboczu stromym swej zbrodni nie rozumiejący- tak.
Może on jest nieświadomy? Jeśli tak?
To mu wybaczam.
Temu co ciągnie zachłannie w swe mroczne otchłanie
Co ciągnie i ciągnie
I nie potrafi zmienić kursu.
I do Boga zwrócić się ze skruchą!
Może kiedyś się odważy?
I na tym wszyscy zyskamy
Oddechem spokojnym.
Takie obmyślam nam zakończenie
Takie snując marzenie wraz z mym nie wygasłym
Pełnym wiary sumieniem
Jeszcze walczę, może po kryjomu…codziennie
By wyrwać się z jego uścisku spontanicznie
Sercem wybijając jemu sprzeciw!

A jak wy? Dajecie sobie rade?
Czy walczycie o swe przeżywanie?
Z tym pyszałkowatym panem?
Co w swych celach przebiegły jak nietoperz krwiożerczy
W ciemności przeszywa swe ofiary
Na to się nie gódź moja populacjo!
Jak powiada mój Tato :
„Godności trzeba bronić do upadłego!”



W locie













foto by AMD


foto by Tomasz Ertman


Beckett




foto by AMD

Opalanko



fot by AMD

TONDO


Popiersia


Foto by AMD


foto by AMD

W błękicie self


Olej, decha


foto by AMD


foto by Tomasz Ertman

Leśny komix