poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Z kucem długim



(foto by AMD)

Tektur, pastel suchy



Tego świata zaraza

„Przeraża mnie niewiara tego świata zaraza
W umysły wkrada zamęt wprowadza, zagradza”

W małym człowieku przeciętnej urody
Matka szczędząc pochwał
Razi go surowym wzrokiem
Wyciskając ostatecznie
To co w sobie budował świat dookoła
Uniżony jak on się błąka
Przez matkę brutalnie wzgardzony
Nie chcąc więcej patrzeć na swe stopy
Dziś sprowadzony z tego tropu
Musi wstąpić do ukropu
Z którego wyparował
A wybuchy wulkanu bywają naprawdę mocne…
Wydobywając się spod lawy
Tego smaru palącego duszę jego
Nieumyślnie się zacina, cofa , z rytmu się wyrywa
Przestraszony wyrokiem, groźnym głosem
Zdezorientowany oswobodzenia szuka!
Przystani na której mógłby ulgi tchu
Gdzie usta pod presją huku w napięciu
Się zaciskają- tworząc wyraz uniżenia
Trwa- jednak pełen nadziei nowej
Bo jest bojowy- to jego rutynowe zamierzenie
Nienawiścią (pozorną) otoczenia zbity z tropu
Pod ciężarem strachu się ugina lecz nie pada
Trochę wyżej ośmielił się wznieść wzrok
Nowego oddechu harmonii uchwycić
Lecz gniew wewnętrzny mu na to nie pozwala
Dławiąc się nim, nie nadąża, przybiera dziwne formy, tworzy maski
Ręce wirują nerwowym pląsem
Atakiem poruszone straszną padaczką
Okalają poddańczo usztywnione ciało
Piorunowym obstrzałem nagłym szokiem
Na baczność stoi, choć nie stoi twarzą do ziemi
Z szyją w piasku, wszystko leży !
Mowa płynna spływała słodkawymi potokami
Teraz zdławiona słonymi odpowiada łzami
Włosy czołu pogodnemu ustępowały
Teraz chronią aż za nadto gorycz
Głowa niczym Chrystusowa opada-
Duszę jego ciemność zalała!
We wstydzie wielkim jasność świata zamknęły powieki.


Tak niweczony Człowiek, mimo upodlenia ciągle walczy.
A my z uporem i agresja nowe zdobywamy
Nie wiedząc, że tym samym samych siebie pogrążamy
Burząc przyszłości piękne obrazy
To sprawka tamtego, ciemnego!
Tego co was ciągnie ku naszej zagładzie
A wy ulegacie! Kręci mi się w głowie!
Bo ktoś perfidnie zgotował ten bałagan
Mi i tobie czyli nam. Jeśli tak?
To czemu tylko ja na niego się uskarżam?
Nic nie słychać! Czy wołacie o pomoc?
Czy po prostu cicho łkacie? Nic nie słyszę!
Czy cierpicie? Kto wie? Niech odpowie!
Ale nie odpowie… jedynie wiatr przeszyje mnie.

Oh błazny słabej woli!

Swe twarze w niemocy skrywacie
Przed kim? Przed nim!
Przed waszym odwiecznym agresorem
Straszący was dość udolnie:
Rozbestwionym
Rozzuchwalonym
Rozwścieczonym
Rozjątrzonym
Rozklekotanym
Rozszalałym
Na wszelkie możliwe strony
Ostro- krwistym- ciętym- jęzorem!
Co naraża nas na tak niebywałe straty
Moralnie-niemoralne. A wy ?
Wy im ulegacie bo wyboru nie macie!
Choć macie ale skazaliście się na jej brak.
Szkoda. Żal mi was.
Z gęstwin oddechu ostatni chwycił w swe szpony
I przebił bezlitośnie formalistycznie nastawiony-Kat
Na zboczu stromym swej zbrodni nie rozumiejący- tak.
Może on jest nieświadomy? Jeśli tak?
To mu wybaczam.
Temu co ciągnie zachłannie w swe mroczne otchłanie
Co ciągnie i ciągnie
I nie potrafi zmienić kursu.
I do Boga zwrócić się ze skruchą!
Może kiedyś się odważy?
I na tym wszyscy zyskamy
Oddechem spokojnym.
Takie obmyślam nam zakończenie
Takie snując marzenie wraz z mym nie wygasłym
Pełnym wiary sumieniem
Jeszcze walczę, może po kryjomu…codziennie
By wyrwać się z jego uścisku spontanicznie
Sercem wybijając jemu sprzeciw!

A jak wy? Dajecie sobie rade?
Czy walczycie o swe przeżywanie?
Z tym pyszałkowatym panem?
Co w swych celach przebiegły jak nietoperz krwiożerczy
W ciemności przeszywa swe ofiary
Na to się nie gódź moja populacjo!
Jak powiada mój Tato :
„Godności trzeba bronić do upadłego!”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz