środa, 11 grudnia 2019

On w wbłękitnym raju a ja w zielonym gaju



Samma nie wiem
Czy to były słońca promienie
Czy złociste jego mienie
Mieniące się na niebie

Muskane przez chmur puch
Wietrzył się na wietrze
Skraplając słodkim deszczem
Na glebę gdzie wokół mnie
Wyrastały w mig krwiste maki mi

Świeżością bryzy przesycony był
Że jak wiatrem przeleciał mnie
To kąpać już nie trzeba było sięm
Taki jakby nowo narodzony lśnił
Jakby w obłokach sobie o mnie śnił

A jego włosy w niebogłosy falowały
Jak złote wstążki albo narodowe flagi
Ze śnieżnymi obłokami sobie tańcowały
Jakby z nimi się ścigały

Płynąc z nurtem błękitnej rzeki
Gdzieś w nieznane otchłanie
Wciąż wydłużając się z krainy swej
By do mej dosięgnąć nimi mnie

Abym złapała je
Jak ratunkową linę
Bym z piekła wydobyć się
Bym po niej mogła do nieba

Tak pododążały me gały
W dal się tęskno za nim wybijały
Jakby zza krat ku wolności wyrywały
Że z wrażenia głośno łkały

Bo pochwycić to chciały
Przebywając wędrówkę niesłychaną
Przez niezliczone odległości
Odwiedzając po drodze ròżne włości

Czasem gubiły się w nich
Gdy znaki emocji naszej
Rozpuszczały się zwątpieniem
Że nie wyczuwalne było nic
Więc na oślep trzeba było płynąć
Wzrokiem oślepionym promieniem

Wypolerowany na brylant
Skrzy się do mnie jego bryła
W milionowych odblaskach
Bije boskim serca blaskiem
Prześcigając się ze światłem

Stopił się wnet gruby piorunu pręt
I spada na mnie jak ogromny grom
Rozpływając się w wyobraźni mej
W brylantową wkurwioną pianę!
Bo za długo trwało to

I spojrzał na mnie łzą
Zza swej złotej kotary
Szklistą gałką wyłonił się
I do mnie z impetem dobiegł

I zaczął mnie nią ciąć!
Przeszywając wzrokiem
Mnie całą
I w powiece swej za karę
Mnie w niej zamknął

I nie otworzył jej!
Więc w ciemności sobie tkwię
Pòki nie uwolni mnie
Więc po cichu śpiewam se
Rozdzierającą pierś
Mą syrenią pieśń
Zaciskając pięść

Aż On wyjął nagle dwie gitary i?
Zagrał koncert nie do wiary!
I tak sobie grały i śpiewały
Że me gały się zaśmiały
I tanecznie zawirowały

Aż i On otworzył z radości gały swe
I wypuścił na powietrze mnie wietrzne
Że zdmuchnęło mnie gdzieś
Spieprzając w przepaść na śmierć!

I tak oto to ja straciłam go
A on mnie czyli swe oko to
Zostając jednookim jełopem w żałobie
Bo o glebę rozpiepszyłam się
I swe i jego żale w niej se żłobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz