„Tajemnicze sprawy”
W wysokich górach, w małej chatce żył
pewien stary mędrzec.
Któregoś dnia wyszedł na spacer do lasu aby zaczerpnąć świeżego powietrza i rozprostować nogi, ponieważ całymi dniami przesiadywał przy biurku zapisując tajemnicze sprawy.
Jak zwykle brał na wędrówki swoją
drewnianą laskę, która pomagała mu chodzić gdyż jedną nogę miał chorą. Od zawsze
chciał ją wyleczyć. Ile by dał za to by móc swobodnie wspinać się i zdobywać
znane mu tak dobrze szczyty jego ukochanych gór. Przecież tutaj spędził
większość życia, właśnie wśród tych zielonych olbrzymów, które dawały mu schronienie
przed gwarną cywilizacją.
Stary pan wolno spacerował po wielkich
górach ale nie wspinał się na same szczyty. Zapuszczał się w głąb leśnych
terenów:
Za każdym razem mając nadzieję, że odkryje coś nowego:
Szedł ciężko nie utartą ścieżką, opierając
się o laskę- lekko- dyszał. Głowę spuszczał- patrząc by kozła nie wywinąć-
szedł dalej i dalej. Szedł wśród zbliżającego się zachodu słońca- gdzie
czerwień jaskrawa jego bladą twarz oświetlała- nadając mędrcowi zdrowego
rumieńca. Myśląc cały czas o tajemnych sprawach wchodził głęboko- nie zważając na
nic, szedł gdzie się da.
Oddał się nóg panowaniu jakby główkę jałową nosił na swym karku. Nogi słabe go niosły. Umysł miał zajęty, nie zważał na nic i szedł dalej zawzięty. Szedł coraz głębiej w ciemnicę nieznaną, w głąb już pociemniałego lasu:
Ze wzrokiem wbitym w runo, szedł dalej lecz z krokiem nieco przyspieszonym jakby sił z każdym krokiem nabierał! Nogi mu się wybijały do kłusu, już miał w galop lecz się opamiętał bo droga wcale nie była taka gładka.
Mijał te gąszcze mrokiem przeszyte w ciemności tajemniczej szedł hardo dalej bez trwogi. Na skraju lasu szybko się znalazł, otrząsnąwszy się upadł zadkiem na puszysty mech. I ukoił na chwilunie zmęczonko swe i w drzemkę wszedł. Po niej chwili tej cudnej- otworzył oczy i zobaczył coś z czego nie zdawał sobie sprawy, że kiedykolwiek w swym pokaźnym życiu zobaczy. A było to dziwne zdarzenie gdyż w trawie leżało fantastyczne stworzenie! Starzec takiego nigdy nie widział z natury, z gazet czy telewizji, czy na fejsie czy innym badziewiu lub z przeczytanych przecież tak licznych ksiąg, które w swoich rękach dzierżył.
Ciężko dyszał, na plecach leżał i cały się szamotał i ze łzami w oczach z piskiem trwogi tak do starca wymamrotał:
Oddał się nóg panowaniu jakby główkę jałową nosił na swym karku. Nogi słabe go niosły. Umysł miał zajęty, nie zważał na nic i szedł dalej zawzięty. Szedł coraz głębiej w ciemnicę nieznaną, w głąb już pociemniałego lasu:
Ze wzrokiem wbitym w runo, szedł dalej lecz z krokiem nieco przyspieszonym jakby sił z każdym krokiem nabierał! Nogi mu się wybijały do kłusu, już miał w galop lecz się opamiętał bo droga wcale nie była taka gładka.
Bowiem wyrastały mu na poczekaniu- niespodzianko- pułapki!
Pnie i liany mu przed
nosem dyndały! Zahaczał o grzyby stopami!
Mijał te gąszcze mrokiem przeszyte w ciemności tajemniczej szedł hardo dalej bez trwogi. Na skraju lasu szybko się znalazł, otrząsnąwszy się upadł zadkiem na puszysty mech. I ukoił na chwilunie zmęczonko swe i w drzemkę wszedł. Po niej chwili tej cudnej- otworzył oczy i zobaczył coś z czego nie zdawał sobie sprawy, że kiedykolwiek w swym pokaźnym życiu zobaczy. A było to dziwne zdarzenie gdyż w trawie leżało fantastyczne stworzenie! Starzec takiego nigdy nie widział z natury, z gazet czy telewizji, czy na fejsie czy innym badziewiu lub z przeczytanych przecież tak licznych ksiąg, które w swoich rękach dzierżył.
W trawie, nie zielonej lecz
raczej w czerwonej kałuży leżał fantastyczny dziwny lud a właściwie skrzat nieduży!
Ciężko dyszał, na plecach leżał i cały się szamotał i ze łzami w oczach z piskiem trwogi tak do starca wymamrotał:
- Niebezpieczeństwo już nadeszło!
- Starcze biedny uciekaj lepiej dla własnego dobra!
- Uciekaj stąd czym prędzej!
Stary mędrzec pochylił się nad
pokrwawionym grubo ludem i zadygotał lekko i zapytał :
- Cóż za niebezpieczeństwo?
- Co
się tu wydarzyło?
- Jak Ci mam pomóc?
Biedak nadal leżąc odpowiedział :
- Mnie już zostaw i uciekaj!-
wydyszał.
- Bym ostatnie chwile mógł w
spokoju przeżyć.
- Ty i nikt inny nic tu nie poradzisz!
- Już się zło rozpanoszyło!!!
- Ludziska! Ta niewdzięczna cywilizacja- degeneracja uczyniła to!
- To
APOKALYPSA!
- Nie dasz rady.
- Bóg zostaje nam.
- Już tylko w raj.
- Aj.
Stary mędrzec mocno
zdezorientowany wstał i jeszcze na skrzata spojrzał. A on:
- Już tylko w raj
- Ajj.
Rozdygotany starzec, ze zmęczenia
oraz ze zdziwienia tego niechybnie dziwnego zdarzenia, osunął się na trawę,
spoczął obok skrzata, zanurzając przez przypadek w jego krwi. Zasnął
jak by go piorun trzasnął.
NAM!
Tak spędził ową noc oraz ostatni
dzień swego przecudnego życia w nieznanym dzikim lesie starzec kulawy ten Stary mędrzec ale jary.
Oglądając wszystko dookoła oczom
swoim nie mógł dać rady i objąć ów widoku w jakiekolwiek ramy. A widok był tak
niezrozumiały, że starca od patrzenia zabolały wnet jego gały i głowa cała obolała
go też mocniej zabolała. I tak siedząc na puszystej pianie, która o dziwo pod
jego ciężarem się nie zapadała, jednakże dodawała mu przyjemnego ciepła,
okalając jego ciało, dawała ukojenie. Jakby całe ciało miał maścią końską
obsmarowane. A przestrzeń, w której się znajdował, wypełniona była jasnością i pachnącą
świeżą bergamotką i jaśminem, pomieszaną z wilgotną solą, tworzyła znakomitą
aurę co wyzwalała go z tak przemęczonego ciała. Nie
chciał tak od razu wstawać. Nie interesowało go co i jak. Gdy zauważył, że tak przyjemnie jest mu na tam-
siedział nadal, sycąc swe oczy obrazami, które w swej
potężnej istocie, przepływały przed nim niczym leniwie fiołkowe obłoki na błękicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz