środa, 7 grudnia 2016

Dworzanina ni ma!

Dworzanina ni ma!


Znów!


Biedny PAN umarł NAM!
Pod mostem na PKP Kasprzaka



Pan Dworzanin.
Gdy biegałam
Gdy biegankę uprawiałam
Gdy rozciągałam
Gdy odnogi swe naciągałam
Torturynką za niego nieświadomie
Bo jeszcze nic nie wiedziałam
Tragedii nie przewidywałam
Choć coś tam przeczuwałam
W zakątku czarnej myśli mej



Jak On sam był w niej.
Biedaczek na mrozie cierpiał swe!
Dzielny hardy z konieczności bezlitosnej
Z potrzeby zwierzęcej przetrwania
Ile przerwał?
Tego nie wiedziałam.
Kiedy już nie było go wśród nas?
Tego nie wiem nadal.



Tylko ta postać tajemna w szare łachmany otulona
Zalegająca na mrocznym legowisku rozpaczy
Z anonimowej postawy w naleśnik zwinięty- nie na żarty!
(Jak to dzieciaczki dla kawału, przygody lub z nudów się zwijają
A potem ze śmiechu sobie pękają).
Na własne oczy górkę z Jego ciała utkaną ujrzałam!
Po cichutku i bezradnie na niego spojrzałam
Gdy odnogi swe naciągałam.
Był tuż tuż- bliziutko tak!
Może i widział i słyszał Jego trup
Mój tup tup stuk
A wagonów stuk tuk puk 
Ciągły nie dający odejść mu w sen
Mróz i Szum!
Było zimno mi. 



A jemu?
Toż to dopiero sybir!
Choć może już go nie czuł Jego trup.
Gdy przeszył Go wicher bezlitosnym ciosem
Nieświadomy chłodu swego
Dobijając biedaczka we śnie czy jawie
Takiego samotnistego opuszczonego rycerza błędnego!
Dechą od nas odgrodzonego!
Ją tylko miał za tarczę swą!
Co dzieliła go od wstydu dnia powszedniego
Takiego dla niego trudnego
Nie miał na to sił!
Gdyż całkiem jałowym naleśnikiem był!
Odgrodzony dechą a wręcz miałką deską!
Od nas takich normalnych
Jakoś radzących se jeszcze nie osłabionych
Dechą odgrodzony a wręcz miałką deską!
Jak i ja mam swą



Lecz w cieple postawioną
Jego na mrozie była!
Miał gorzej niż ja!



O wiele gorzej niż Ty i ja!
I ten pan i tamten pan i tamta pani ta!
Param pam pa!
Przez jakiś czas
Współczucia wzrokiem nawiedzałam
Górkę skrycie utkaną z Jego ciała
Żadną łzą nie zdążyłam skroplić Jego losu
Bo tragedii tej nie przeczuwałam!
(Bo tak naprawdę myślałam że tam NIC NIE MA!)
Gdy odnogi swe przy drodze wciąż naciągałam
Takiego osamotnionego Go widziałam!
Dechą odgrodzonego
By nie narzucać się w oczy ludziom
W wyścigu szczurów pędzących z ranka
Gdy zamiast koguta słodkiego piania
Nagminnie klakson władzę czczą swą naznacza
Co rozbrzmiewa melodią prostacką
I wagonu uporczywy klekot mu nad głową:
Tu stukotu tup tup jebut Jemu!
Tu stukotu tup Jemu jebut!
Jęku jęk Jego niemy lęk!
Gdy spać chciał a nie miał jak!
No bo jak?
W warunkach tak!
Pewnie wyobrażał sobie ciszę, że w pięknej i ciepłej jest krainie.
I tak marzył i wymarzył, że przeniósł się w nią autentycznie!
A tu tylko skórę naleśnika Swą pozostawił nam
Co około 10 rano w pokrowiec zasunęli ludzie normalniejsi od Niego
Zamykając tylko na ten moment ziemską przygodę Jego.
Bo klekot wciąż rozbrzmiewa pod oknem:
Tu stukotu tup tup jebut mi!



Tu stukotu tup mi jebut!
Jęku jęk lęku niemy mój lęk!
I co?



Nic to.



Jutro będzie podobnie lub i nie!
Daleko czy bliziutko
Pod mym lub twym PCVałem
Bóg jeden wie!
Co dzieje się na tym świecie!
Że to dzieje się!
Że dzieje się źle!
Takie dzieje!
Oł je!
Choć czasami dobrze!
Może Ty?



Może ja?



Wyliczanka trwa!
Może następna tragedia?
Nie dopuśćmy!
A trwajmy w wierze mocni!
A może następnej nie będzie!
Módlmy się!
Oj!
Módlmy!
Się!
Oł je!



*
dis ent.
*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz