Technikus (farby akrylow i pastele olejne i suchsze)
DUMA
Skrywając
swoje wnętrze– duma
Wyżera
jak kwas- ich wnętrza.
Podatna
na urazę- nadwrażliwa dusza.
Przez
nią ogarnięta- w nią się wwierca!
Na
świeczniku zaświeciła- duma.
Jak
wisienka na torcie- wyróżniona by błyszczeć.
Nikt
nie odpuści- piłują nadal.
Na
pychę która trwalsza- mocują się!
Bez
wytchnienia- pycha czy pychotka?
Ogarnia
i chłonie- w ogóle się nie waha!
Maskę
narzucają- ciszą wyborną.
Wzrokiem
się trącają- przy swym ostają!
Racji
swych- przy swym każdy tkwi.
Bez
przekonania- fałsz trwa nadal!
W
obopólnym osłupieniu- krętactwa własnego.
Mydlą
się nadal- tocząc wojenkę!
Swym
niedopowiedzeniem- w aurze rozejmu.
Domniemanego-
antrakt na jedzenie!
Którego
i tak nie zjedzą- w aurze wydumanej.
Tak
pląsają- nadal się wahając.
Czy
już zostały przeżarte kwasem- te serca?
Czy
przestrzeń aury ich wzajemnej- przesądzona jest?
Odorem
tego kto rozpyla tą zarazę?- tak!
Odurzeni
tkwią w tej przestrzeni- objęci obojętnością swą.
Dość
ściśle gładko otuleni- klasyki melodią.
Promykiem
spokojnie tlącym- pośród nich.
Jeden
samotnie tryumfuje- w swym umyśle.
Rozświetla
ciemnice zastane- bolesny marazm.
Przez
głęboki granat- z przyzwoleniem księżyca.
Wprowadza
srebrzysty- i mroki swe rozrzedza.
Pocieszenie
zsyłając- w swych umysłach wzajem.
Miesza
się z wonią zieloną- i kadzidła nieznaną.
Tlą
się na przemian- gładko otuleni.
W
rytmie niemym- im tylko słyszalnym.
Co
pobrzmiewa- jakby z oddalonego miejsca.
A
jednak tu i teraz- ignorancja jakaś groźna.
Rozprzestrzeniła
jak dym- jak ta woń zielona.
Wślizgując
się- truje goryczą swą.
Smutkiem
zaśmieca- w zmarszczki przyodziewa.
Szronem
przedwczesnym- karząc ich.
W
imię czego?- już każde sobie dopowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz