poniedziałek, 17 maja 2021

○~Dobraniec łabędzi w wariatkowie~○


Na opioidzie jakoś idzie

Tylko pulsuje tanecznie

Głowy ból gul

Który spływa ze skroni w dół

Jak woda po nimfie

Czy jak kamień z serca

Rozpływa się

W pokoju moich marzeń

Jasym i czystym

Gdzie grube czarne gwiazdy

Widać gołym okiem

Na wylot te tarantule spasione

Gatunek legionowski

Już chyba 9 mnie nawiedził

Musiałam trochę powrzeszczeć

Sąsiadkę o 3 w nocy obudzić

I zwołać ukrainki na akcję wynoszenia

Nieproszonych gości

Co sobie pobyt w mym pokoju rości

Jeden z drugim

No skandal!

I ten z ich strony terror pajęczy

Który nas męczy i dręczy

Bo raz łeb w łeb

Budzę się w nocy

A tu grubas pajęczy mnie widokiem męczy!

Zwaliłam się z łóżka i pędem na komendę!

By donieść na mendę!

Ogólnie nie donoszę ale na pająki no proszę!

Nie ma zmiłuj!

No i z sąsiadką

Z sąsiadką sympatyczną i normalną

A nie kies wariatką

Przeżywamy m.in te pajęcze koszmary

A ukrainka przyszła

W rękę grubą kulkę wzięła

Od razu bez odrazy i zbędnych ceregielli

No i poszłam do dyżurki

Pielęgniarka dała procha

By nie rzec mi

Z bólem głowy to wynocha!

A neurolog dał mi kosza

Bo nie chciał dać wać antybiotyku

To gad pogadał

Pogadał zdrów jak ryba chyba

I przepadł

Obiecawszy coś obiecać

No i czekam

I nie szczekam

A on zwleka

I odwleka

Pewnie myśli

Niech odczepi się ta święta

Ode mnie kaleka

Lub z pamięcią ma coś ów

Doktorek kolega

Bo że zapomniał o mnie

Tak od razu?

O mojej sąsiadce też zapomniał

I pół dnia mija a choroba nie mija

Więc biorę na swą rękę sprawę

Nie masz na kogo liczyć?

Licz na siebie!

A raczej na Anioła Stróża

Trza się ratować wać!

W tym wariatkowie

Gdzie nikt ci nic nie powie

Gdzie pacjenci o ratunek o opatrunek

Wołają po kilka godzin różnie w próżnie

A one?

Im się nie chce tak latać

Zwłaszcza po godzinach

Gdzie opiekunki już niby zrobiły swoje

I udały się na swoje

Jakie to przytłaczająco przykre

Chodząc korytarzem

W rytm tych cierpiętniczych oddechów i jęków

Aż mam takie poczucie by z pacjentki

Wejść w rolę pelęgniarki skoro już tam jestem

Ich tak blisko

To czuję się wręcz winna że nie wchodzę

I nie pomagam tym cierpiącym wiecznie...

Ich męka jest wieczna

Żyją męką w męce

To taka stopniowa umieralnia

A zawsze mogę wrócić do pokoju

I sobie siedzieć w ciszy i spokoju

Gdzie nie widzę tego i owego

Ale jednak wychodzę i się na to godzę

I wchodzę i rozmawiam z niektórymi

Z którymi da się rozmawiać

Niektórzy tylko na Ciebie spojrzą

Z pozycji horyzontalnej ej

Wychylą z pokoju otwartego głowinę

Patrząc na kulejąco drepczącą dziewczynę

Która pałęta się pośród nich

Taka młoda najmłodsza z nich

Stałam się podobna do nich

Jedną z nich tylko siwizny brak

Ale przeżywam swoją starość

Patrząc współczując

W każdym z nich odnajduję siebie

W każdym schorowanym staruszku

I starszej pani

Tylko że ja jednak mogę wrócić do

Swej młodej rzeczywistości

A oni nie

I jakoś lżej zrobiło się

Lek od pielęgniarki pomógł

Jednak to tylko uśmierzenie bólu łba

I oczu

A choroba

I tak będzie wędrować

Swym torem no ba

Co mi est?

Nikt nie wie

I ja też

I nikogo to nie obchodzi

Przecież nie będą robić cyrku

Mąją tu inne rzeczy do roboty

I cięższe przypadki

Mój przypadek to tylko draśnięcie

Więc

Więc dryfuję sobie w łóżeczku

Chorując grzecznie

Swoje tajemnicze kuku

Teraz nie słyszę bo te jęki szły z góry

A ja na dole

Tu tylko czasami jakaś krew na ziemi

I chrapanie i chrychanie

I Ordis w kółko wołanie na zawołanie

I tv na maksa rozpuszczone

Zaraz muszę wstać

I zgasić facetowi tv alvo prosić by ściszył

I tak noc w noc by z powrotem pod koc

Bo te tv

Jedyne życie ruchome i głośne

Przelatuje im przed

Wyświetlając zapomnienie się

O ciut oderwanie się od bólu

I uniesienia się od tego...ciągłego

Łóżka

To taka mięciutka trumna

Dziś przeleżałam w niej

Ale wstałam z niej

Mimo bólu

Przewietrzyłam go

Trza wietrzyć

Póki można chodzić

Chodzę za nich

Póki można żyć

Dla nich?

A może za bardzo utożsamiam się z tymi pacjentami

Zapominając że przed dwoma miesiącami

Maratony pędziłam i inne zajączki biegowe

Ale cóż coś musi się czasem skończyć

Teraz to tylko w mej głowie

Pędzę o tym sobie

Amen


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz