poniedziałek, 17 maja 2021

Korona kona



Bry raźnie niewyraźnie

Korona coś za powoli

Spada mi z głowy

I kona mnie ten konan

Nim dnia dokonam

Bo niewyraźnie jaźń ta kaźń

Okala mnie

Jak koala pień

I ściska skroń mi

By dobić się do myśli mej

Aby odkryć mnie

I wydobyć na wierzch

Bo na jawie

Jakby nie ma mnie

Bo przepadam

We śnie na niej

Lunatykując

Padam za mgłą mą

Duszy katuszy mej

I staję się nią- Nimfą mgłą !

Co rozpływa się w niepamięć

I tak pływa se w nieważkości stanie

W pustki zamieć chwytając za pamięć

Coś drąży ją niesłychanie panie

Ty który tak wybitnie dobitnie

Nie odpokutowujesz tego oj nie

Bo w innej sferze istniejesz se

Że głowa zwaciała

Co za wiele chciała

I zdrętwiała stale ociemniała

Co za wiele wyobrażała

Wyobraźnia ją pokonała

A czaszka pulsuje bólem

Niemym sygnałem tętni

Wysyłając ofiarności strumień

Jakby na ratunek

Że ledwie myśli bezwładnie

Układa w ład nie ładnie

Wymuszając na niej

Bezsilności łzy zołzy

Tak pocą się oczy gdy

Myślą usilną ku cię kroczy

Co dzień bez widoku cię

Tak skraplam się

W kałużę niebytu

Utraconej nadziei

W brak śladu odbytu

Wypalam popiół na pół

I rozpływam się wam

Pełzając jak upośledzony zając

Jak meduza morska muza

Potępiona i piorunem otępiona

Przez przezrocze chwiejnie

Płynie jak bezwładna miazga

Na los fal zdana i skazana

Jak źrebak kroczę

Zamiast na łące jak konik polny

Tanecznie skikając se plączę się

Jak odnoga kulawego doga

Sztywna jak kłoda zdrętwiała

Drętwa córa twa spróchniała

Prochem po nas się ostała

Po naszej emocji mocnej

Ostawiony płomień

Na dogorywanie

W męczarniach

Skazany

Niemrawa psycho fizycznie

Znokautowana przez skauta ale

Walczy każdym wersem i tchnieniem

Próbując żałosnym ćwiczeniem

Wypocić niemrawe cierpienie

Zarumienić bladość serca

Wyrwanego przez jej ego

I na uschnięcie porzuconego

Na pustelnicy niemocy ostawionego

Gdzie tętni na wietrze

W drżąco jątrzącej rozterce

Niepokojem wałęsając się niespokojnie

Echem cienia po cię wiecznie

Musiałbyś wejść

W tę obłąkaną smugę

Abyś zaznał żałości jej

Ale nie!

Zostań tam gdzie jesteś

Bo po co

Czy to zmieniłoby coś?

Wystarczy że we śnie

Morf doprowadzi cię

Do mnie czasem

To wystarczy

Na doraźne trwanie na jawie

Jak doraźny lek co nie leczy a koi

Aby przetrwać ten sen na jawie

Nim na Bożej jawie się zjawie

Z Cię koło Cię ramię ramię

W niebiańskiej bramie

Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz