czwartek, 24 września 2020

Adam Mickiewicz


Płótno, akryl, węgiel

 

Kołysze się

Pośród drzew i krzew

Pląsając wbrew

Na polanicy ciszy po Cię

W smutnicy

W niej

Wynajduje ślad

Co każdą chwilą blednie

Wytęża więc

Serce jęku lękiem

By wyżłobić w nim miejsce

Trwalsze od spiżu

Tęsknoty fundamentem

Dzięki niej

Linia pamięci trwa

O nas

Jak ranna tratwa twa

Niosąc nas

Na ląży trwamy my

Oddaleni

Oddalamy się

W jej obrębie

Pozostawieni tak rzuceni

Na przeciwległy brzeg

Rozluźniając brew wbrew

Karmię się twym

Bijącym mnie

Echem

Tętna twego

Serca

Rozgrzanego

Co grzało mnie

Z nim pląsa ja se

Z tragizmem nutki

I nie trzeba wudki

Na trzeźwo i hardo

Bez znieczulenia lenia

Znosi porażki i smutki

Walcząc ze słabością

Swą i Twą

Bierze na klatę ją

I pokornie brnie

Z krzyżem istoty Twej

Z naszym katem

Co okaże się

Po odkupieniu win

Platonicznym

Obobólnym

Bratem.

Amen

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz