niedziela, 19 stycznia 2020

Lecę w miód



Płótno, akryl




Lecem
W miòd
Napędzana siłą
mych ud
Z toni
Z dna
Do nieba
Jak wszyscy
Oni
Ktòrych
Nie ma
Bo przebili
Płachtę
Wody
I nieba
I jak delfiny
Wyskoczyły
W wszech
Świat
Biorąc
Jeden oddech
Tak na spontana
Niepodziewali się
Tak wiecznej wędròwki
Może gdzieś wiszą
Jak chmury
Białe
Bo wyczerpane
A może to po prostu są dusze
Blade
W niedokończonej wędròwce
Suszą się w miodzie
Konserwując się
Czekając
Na zmartwychwstanie
By złapać
Drugiej szansy oddech
A więc czekają
Na mnie
I Cię
Aż wzbiorę wdech
I w nie go pchnę
I dla ochłody
Mojej głowy
Ożeźwię i się
Poprzez fale
Niezmierzonę
Będę pruć je jak
Parowiec
By Go Dogo
Nić
Tego co wciąż
Oddala się z dala
Jak mgła
Ta tajemnicza lala
Jak przybliżam
Lub już
To wszystko
Się
Rozmywa
Jak snu
Koniec
Mòj
I wchodzę
W coś dosadnego
Sprowadzona
Na twardą glebę
A nie
Że w niebie
Nie czuję
Cielesnej
Siebie
I Ciebie
Gdy spotykam
Czasem
Nie czuję
Materii
A same
Uczucia
Szumy
I mgły
Echo echa
Jakby
Gdzie On
Oddala się z dala
Lub przybliża
To Mu ubliża
Bo ja niegodna
Przecież
Boga
Więc
Zawieszona
W Jego poświacie
Po świecie
Kołysząc się
W Jego
Wciąż
Dla mnie
Jaśniejącej
Oprawie
Prawie
Witając mnie
U bram
Jego
Ram
Ion
Lecz to
Tylko
Gdy
Ciało
By zejść
Ze mnie
Zechciało
I jak woda
Po duszy
Spłynie w odmęty
Wilgotnej
Czarnej gleby
Wtedy
Swym
Przezroczem
Przekroczę
Granicę
Pomiędzy
Tym
A Kròlestwem
Niebieskim
I jego anielskie pieski
Przywitają mnie
Litanią
Zanim
On oślepi
Duszy mej ślepia
By w lice
Jego
Wiecznie się wlepiać
W
Tego
Jaś
Niejącego
By się
Po wsze
W Nim
Roztopić
Nieskończenie
Topić
Jaś
Niejącym
Boskim
Być
Jego
Tchnieniem
I
Marzeniem
Jego częścią
Jak każdy
Człon
ek
Człow
iek
Co
Jaś
Nieje
Wciąż
Jaś
Nieje
Na Niebie
Jak
Na Ziemi
Szumią
Knieje
A Wy
Pośròd nich
Wielki lud
Się
Śmieje
Cały miodem
Słońca
Zalany
Czeka
Aż pòjdziemy
Sobie w tany
Do Taty
Od duszy katuszy
Po same jej uszy
By w Nim
I z Nim
Śnij
Boże
O mnie
Dobrze
I o Każdym
Nawet złym
To zmyję się w Nim
Jeśli miodem swym
Na Niego spojrzysz
Złocistym promieniem
Rozjaśnisz
Mu jego grzech
I niewiedzę
I o Tobievzapomnienie
Ten promień przypomni
Twoje istnienie
Na wysokim Niebie
I wiatr jako Twoje tchnienie
I woda jako Twoja łza?
Nim On zdziała!
Świeć nad nami święcie!
Swymi promieniami!
To będzie nasza zbroja boska
Serca i dusze rozjaśnione
Twą gorącą energią
Balsamem miodowym
Na nasze zranione dusze
I ich katusze
Nim on
Do końca
Rozjątrzy je
Na Amen
Trza zdążyć
W Tobie odżyć!
Odżyj więc!
Tu i teraz!
Błagam Cię!
W każdym z Nas!
Niech Człowiek
Odrodzi się w Tobie!
A Tyś w Nim!
Nim on
Nim ten gach bach
Przejmie pałeczkę
I Twoje miejsce
Bezczelnie
Zbeszcześci
Kradnąc Twoje
Dzieło
Jak
Pedofil
Twe Dziecię!
Nie dajmy się satanowi!
Temu złodziejowi
Co z zawiści aż kipi
Temu
Podszywającemu się
Jak Ojczym
Pod biologicznego
Prawdziwego
Ojca!
Ojciec jest tylko
JEDEN!
Jak
Na Ziemi
Tak
I w Niebie
BÒG
I Jego
EDEN
IGWT
AMEN
I co szatanie
Będziesz chciał się ze mną rozprawić?
Dać mi lanie na śniadanie?
A może zabić!
Bo sieję ci zamęt?
I naślesz na mnie swoich popaprańcòw
Już tylu zginęło
Ale tu
Tam żyją
I z Ciebie się śmieją
Bo ty myślisz iż przechytrzyłeś ich
Taką Popiełuszkę Brzeską
Może i zabijesz mnie kiedyś
Ale jeśli nawet spełni się ci
To Bòg mnie wyzwoli
Z Twej niewoli
I innych
Ktòrych masz dosyć!!!!
Bo niszczą ci zło
By sprowadzić na dobro
Pomyśl szatanie
A nie tkwij w swym
Mrocznym bałaganie
Me cie nie uszanowanie
Pomyśl szatanie
Może w końcu zmienisz zdanie
I cud się stanie
Że wstąpisz w boskie otchłanie
Jak syn marnotrawny
Padniesz na kulawym swym
Od grzechu przeżartym
Kolanie
Na niebiańskiej polanie
A Bòg ci wybaczy
Eh
To byłoby koniec bajki
Happy End
Czy możliwy on jest?
Czy mam się modlić teraz o ciebie szatanie?
Byś zrzucił swe na rzecz boskiej miłości?
Czy musisz trwać tak
W takiej formie
Bo taka jest wola nawet nie twoja
Bo wyżej
Stety jest od ciebie mòj Bòg
A twòj wròg
Więc bezpośrednio do Niego
A ciebie sorry ale pominę jak minę
Pa szatanie
Będę modlić się byś o ciut
Nabierał w siebie jasności dobroci
Aż kiedyś w połowie nieśmiertelności
Staniesz się w miarę miarę miarę........
Nie
Szatanem
By zrzucić w końcu
Szaty szatana.
Niektòrzy je zrzucają
Ciekawe czemu
Pomyśl o tym
Czemu
Może jest w tym sens
A tyś niestety
Bez
Sens.
I nie miej mi za to złe
Choć czuję i wiem
Że za to zabijasz mnie
Myślą i wzrokiem.
Bij i zabij jeśli chcesz
Ale i tak co ty chcesz
Nie wiele ma do tego
Co Bòg chce
Więc i tak będzie jak Bòg chce
Więc możesz se chcieć jak cieć.
Lecz to nie ma żadnej mocy
Ona się tutaj kończy
A boska przechodzi dalej
W nieśmiertelne otchłanie
I ty o tym wiesz
Ale bałamucić mimo to nadal chcesz
By ginąć wciąż bez godności
Ktòrej nie masz
Więc mimo że wiesz że jesteś przegrany
Nadal coś chcesz
Sam zniszczony
Niszczyć chcesz Nas
Jak gnida
Tylko odbijać piłeczkę
Przekrzyczeć
Boga by tu mieć ostatnie zdanie
Że człowiek umrze tu
No i co
Myślisz że wygrałeś
I tak wiesz że nie
Więc po co to czynisz ????
Niegodziwy niegodziwcze
Eh
Jak grochem o ścianę
Nadal uporem maniaka
Uparty jak osioł zaślepiony
Zamiast w niebo ròwno
Wolisz w gòwno!!!
Paaaa
I pomyśl enty ras .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz