czwartek, 30 stycznia 2020

W mroku głuszy


Papier a3, pastele olejne



W mroku głuszy co echem

Wygłusza się w eter

Odbijając się o serce Twe

Nadszarpnięte złem

Krwawe bo rozszarpane

Szatana pazurami jej

Agresywnej burzy

Co spokòj duszy burzy

W ciszy duszy jej katuszy

Że czuć w uszach szum

I całe ciała rozedrganie

Jej niemym łkaniem

Nerwem nieopanowanym

Jak po bombardowaniu złem

Nienawiścią wroga

Kogoś kto Cię kocie...

Chce na amen zniwelować

Pod własnym dachem

Ah jak wpłynąć i zatopić się!

W balsam bio i psyho odnowy!

Tym co chore i roztrzęsione złem

By wsiąknąć i nasiąknąć dobrem!

Dobrem mienie ułagodzić

Co najeżone brutalnym

A wulgarnym złem

I cudownie uzdrowić się!

W oczyszczającej powodzi

Oczyścić się i Cię !

I to zmyć w mig

By kojąco rozpłynąć się w niej!

By całe to szujstwo złe

Obezwładniające i szczujące Cię

Rutynowo na co dzień

Dzień w dzień zrzucić z się!

Precz w niwecz!

I ulecieć dzieś gdzie

Jest w miarę bezpiecznie..

Bez atakòw wroga

Bez tej kuli jątrzącej ranę

Bez kamienia obrzydliwego zła

Ktòry jest Ci szatanem

Co uwziął i uwiesił się na Cię

I w Cię się gwałtem bierze

Jak pijawka wpija

I wrzyna i Cię zarzyna

Po kawałeczku jak sadystka

Jak terrorystka

I ciągnie Cię do się w piekło swe

I tym karmi się!

I tryumfuje zawsze!

Gdy w twarz Ci pluje

Piekłem od ktòrego boli brzuch

I serce kłuje

Santa żując Cię zawałem

Na amen

I głowa pulsem ściska Ci czaszkę!

Że łzy z niej wyciska Ci

A Ty zmywasz je

Jak gdyby nic

Jakby nie było ich!

I nic nie widać!

Czili est okjej o jej!

A to wciąż ciąży Ci bardziej!

Napiera na Cię niemiłosiernie

I co się stanie

Gdy przesilenie nastanie??

Strach się bać Vać!!!

Bo wzbiera się ta rosnąca lawa!

Nieubłaganie

Ten wezbrany potok

Ktòry tamujesz resztkami sił

Siląc się jak bòbr

Ktòry tamę buduję

By jakoś przetrwać

W tym rwącym potoku

Diabelskiego ukropu

Ktòry parzy Cię złem

Dręczy i męczy nim na co dzień

A jak czasmi nie zrobisz tamy

To przepadasz z kretesem

I walisz się o kamienie

Raniąc swe mienie

I ogłuszonym widzeniem ledwie ledwie

Niepokojem i lękiem owiany cały

Gdzie wszystko niewyraźne i wyblakłe

Więdnie obłędnie i tak tracisz siebie

I to czego nie masz lub i masz

Więc by nie przepaść

W przepaść ostatecznie

Chwytasz się boskiej liany

Ktòra jest Ci zmiłowaniem

Cudownie zesłanym

I to co śmierdzi Ci dymem

Hałasem i syfem

Przebijasz się przez to do Niego!

Wzrokiem osłabionym tym

W zadymione słońce

Ktòre w oddali widzisz

Co dla Cię się tli

Ktòre chyba się tego wstydzi

Za Ciebie że jesteś w takim stanie

I w żalu chowa się za obłokiem

Ale On chce Cię!

Wejść w Twe posiadanie

Wiedz o tym!

Więc woła w Cię ciepłem!

Codziennie

Walcząc ze zła mrokiem!

Dla Cię wspaniale

Tętniąc dopingującą jasnością

Co rozświetla Ci doń drogę

By w Nim otulić się pocieszeniem

Bo to Twòj Ojciec jest the best!

Co chce byś odpłynął

W dal swych marzeń

Spełnienia Jego pragnienień

Co i Naszym jest celem

By w Nim trwać i działać

By z Nim ramię w ramię wzrastać!

On chce Cię tym opromieniować!

Swym opromieniowaniem

Jego delikatną a zdrową dobrocią

Życiodajną ktòra promykiem

Nakarmi Cię mocą

I wytrwaniem w tym

Wyciągając dłoń ku Cię Kocie

Mocno pomocną

Taką linką co z szamba bagna

Wiązką świetlną a świetną

Wyciąga Cię na co dzień z niego

Kiedy dajesz Mu szansę na to uratowanie

Ktòra jakby kosmiczna jakby magiczna

Z nie z tego świata zmiłowaniem i łaską

Pragnie wyswobodzić Cię ze środowiska sata

Co wyniszcza Cię i od Boga oddala brata

Bo chce aby z nim na wieki skonać

I raju boskiego nie doznać

On to robi z zazdrości

Bo sam

Stracony jest

Bez szans.

IGWT

Amen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz